piątek, 15 sierpnia 2014

III. Marzenia wiszą na stromych klifach.


Było późno. Dokonywałam ostatnich poprawek, zaciągając się zapachem perfum pomieszanych z dymem papierosowym oraz słuchając krążka Rolling Stones'ów, leniwie odtwarzanego przez wysłużony już adapter mamy. Jeszcze tylko podmalowałam rzęsy i mogłam wychodzić. Nie potrafiłam uwierzyć w to co się działo. Szłam właśnie na spotkanie ze Stevenem Tylerem! Gdybym to usłyszała parę dni temu, zapewne śmiałabym się jak głupia, pukając palcem w czoło. A teraz stało się. Czekał na mnie pod domem w swojej pięknej, czarnej Corvette, której lśniący lakier połyskiwał w blasku morza neonów. Wsiadłam do środka i od razu usłyszałam dzieło Hendrixa "Bold As Love".
- Witam piękną panią. -Uśmiechnął się szeroko, spoglądając mi prosto w oczy.
- Dobry wieczór. - Odpowiedziałam równie niskim tonem co on. Już na wstępnie czułam się swobodnie w jego towarzystwie. Mogłam być sobą.
- Powiedz mi gdzie jedziemy. Wolisz restaurację czy bar? - Zabawnie podniósł do góry jedną brew. Szczerze mówiąc to obie propozycje były kuszące, zwłaszcza u boku Stevena.
- Chyba w barze będę czuła się swobodniej. Nie lubię, kiedy wyrafinowane baby ubrane w futra z biednych zwierząt siedzą koło mnie i rozmawiają o jakiś nudnych sprawach. - Skrzywiłam się na samą myśl o atmosferze panującej w takim lokalu. Nie lubiłam tych miejsc, bardzo.
- W takim razie kierunek Sunset. - Ruszył swym pięknym wozem, który wydawał ciche pomruki wychodzące z nie bylejakiego silnika. Zakochałam się w tym cacku. Miało swoją duszę.
Przemierzaliśmy kolorowe uliczki Los Angeles, wsłuchując się we wspaniały głos Janis, która wykonywała "Summertime". Steven co chwila pomrukiwał, dodając tym samym coś od siebie. Spoglądałam na niego ukradkiem i widziałam tą radość z muzyki, jaka od niego emanowała. Pod tym względem byliśmy prawie identyczni. - I jesteśmy. - Wyłączył silnik i wysiadł z samochodu. Zabrałam torebkę, kiedy otworzył mi drzwi. Prawdziwy dżentelmen.
-Dziękuję. - Uśmiechnęłam się, na co odpowiedział mi tym samym. Pewnie złapał mnie za rękę i poprowadził do klubu. Nie było w nim za dużo ludzi, więc było czym oddychać. Zajęliśmy stolik najbardziej oddalony od sceny, przy którym mielibyśmy czas porozmawiać na spokojnie, nie martwiąc się o fanki. W tle tuż za nami leciała piosenka The Doors "LA Woman", zresztą moja ulubiona, kiedy popijaliśmy zamówione drinki.
- Powiedz mi coś o sobie. - Odstawił szklankę na blat i przysunął się bliżej.
- Co chcesz wiedzieć? Od razu ostrzegam, że wszystkiego to bym nie była w stanie opowiedzieć, więc proszę konkrety.
- Co lubisz robić? Tak ogólnie... Co sprawia ci największą przyjemność? - Mówił niskim tonem, który był ledwo słyszalny pośród klubowych dźwięków. Musiałam się nieźle wysilać żeby cokolwiek zrozumieć.
- Uwielbiam grać na gitarze. To zawdzięczam akurat mojemu tacie, który jest hipisem. Zaraził mnie miłością do muzyki, no i po części też do przyrody. To kolejna rzecz którą uwielbiam. Zawsze w wolnym czasie udaję się do parku, gdzie mogę się zrelaksować. Ewentualnie wyjeżdżam z Los Angeles , aby pojeździć na koniach. A tak jeszcze poza tym, to kocham robić zdjęcia. Prawie nigdy nie rozstaję się z aparatem. - Mówiłam z lekkim podekscytowaniem, a brunet słuchał z zainteresowaniem, co jakiś czas podnosząc ku górze jedną brew. Wydaje mi się, że był to taki jego tik. Udało mi się też zauważyć, że prawie cały czas, kiedy siedział wybijał jakiś rytm.
- A ty Steven co lubisz robić? Pewnie wolnego czasu masz mało, ale jak już jest, to?
- Teraz się troszkę uspokoiłem i nie robię zbyt wielu szalonych rzeczy, chociaż jeszcze mi czasami odwala, jednak rzadko. Interesują mnie sporty wodne i przesiadywanie w parku, ewentualnie w ogrodzie i słuchanie muzyki. To cholernie inspiruje. Wiele utworów powstało właśnie w takich okolicznościach. No co prawda wiele było też po różnych proszkach. Pieprzony Perry załatwiał mi jakieś gówno z ulicy, po którym zachowywałem się jak orangutan wypuszczony z klatki pobliskiego zoo. - Zaśmiałam się widząc jego zniesmaczenie. - To nie jest śmieszne. Przez tego kutafona przystawiałem się do sześćdziesięcioletniej sąsiadki! O mały włos, a posunął bym się za daleko, bo ta pani nie miała nic przeciwko. Toż to by była nekrofilia, tyle że za życia! - Uderzył się z otwartej ręki w czoło, po czym razem zaczęliśmy się śmiać. Steven opowiadał mi jeszcze kilka takich historii z życia wziętych, a czas mijał nie ubłagalnie szybko. Bar wypełniał się coraz to większą liczbą osób. Nie zwracaliśmy na to za bardzo uwagi. Oboje byliśmy już lekko wstawieni i nie interesowało nas nic poza sobą, do czasu kiedy do stolika podeszła jakaś niska brunetka. Piszczała coś jak nienormalna, o mały włos nie dławiąc się z ekscytacji powietrzem. Zrozumiałam tyle, że kocha Tylera i błaga go o autograf. Steven spojrzał na mnie przepraszająco, po czym podpisał się dziewczynie na piersiach. Uśmiechnęłam się na ten widok. Nastolatka  jeszcze go wycałowała i odeszła niemalże w podskokach. Brunetowi chyba jednak nie było wesoło, kiedy zobaczył małą kolejkę ustawiającą się do naszego stolika.
- Oooo nie, zwijamy się. - Zapłacił i szybko opuściliśmy bar, adorowani przez dziewczyny w różnym wieku. Kiedy siedzieliśmy już w samochodzie Steven odetchnął z ulgą. Nie mam pojęcia co czuł, ale przytłaczające musiały być takie spotkania z tłumami. Ja chyba czegoś takiego bym nie zniosła. Nie lubiłam zbyt dużej liczby osób w moim otoczeniu. Kochałam ludzi, ale kiedy było ich zbyt wielu po prostu traciłam oddech. Najwidoczniej Steven zdążył się już do tego przyzwyczaić. - Sorry za ten incydent w barze. - Rzucił po chwili ciszy.
- Nie ma za co, rozumiem, fani. - Machnęłam na to ręką. Przecież nic wielkiego się nie stało.
- W ramach rekompensaty porywam cię w moje tajne miejsce, do którego prawie nikt nie chodzi. - Puścił mi oczko i przyspieszył. Nawet nie zwracałam uwagi na to, że kierowca jest lekko wstawiony. Intrygowało mnie to "tajne miejsce", do którego dążyliśmy. Chyba rzeczywiście nikt tam nie przebywał, bo jechaliśmy do niego przez jakieś dzikie drogi. Nie za bardzo orientowałam się w terenie, jednak podobało mi się to. - Za kilka sekund, jak wjedziemy do lasku masz zamknąć oczy. Powiem ci kiedy je otworzysz. - Zgodnie z jego poleceniem przymknęłam powieki i czekałam na kolejną komendę. Minęło kilka minut, kiedy samochód stanął. Wtedy się ocknęłam, bo prawie przysypiałam. Nic dziwnego, miałam zamknięte oczy, pojazd lekko kołysał się na drodze, a z głośników wypływały dźwięki "Let It Be" The Beatles.  - Możesz otworzyć. - Zrobiłam tak jak nakazał Steven  i ujrzałam widok, który dosłownie zaparł dech w piersiach. Stromy klif porośnięty kwiatami z widokiem na całe Los Angeles, a z drugiej strony dziewiczy lasek. Tyle cudownych świateł i zapach tych kolorowych cudeniek. Piękno tego miejsca dosłownie mnie poraziło. Byłam tu pierwszy raz, a poczułam się jak w domu. To zdecydowanie były moje klimaty. 
- Steven, tu jest... tu jest niesamowicie! - Okręciłam się dookoła, czując jak wiatr zawiewa mi we włosy. 
-Wiedziałem, że ci się tutaj spodoba. - Uśmiechnął się lekko, po czym biorąc mnie za rękę, zabrał nad same urwisko. Usiedliśmy koło siebie, pozwalając nogom swobodnie zwisać z kamiennej ściany. Oddychałam zadziwiająco czystym jak na Los Angeles powietrzem, spoglądając w gwiazdy. W mieście nie były widoczne, przez miliony świateł,  które wieczorem zalewały stolicę zachodniego wybrzeża. - Skaczemy? - Rzucił po chwili ciszy. W sumie to mogłam to teraz zrobić. Nie miałam nic do stracenia. Żyć szybko, umierać młodo, nieprawdaż? Już chciałam się podnosić do pionu, kiedy zatrzymał mnie ruchem ręki. Wydaje mi się, że myślał, że tego nie zrobię. Jestem postrzelona, podobnie jak i on. Ale to dobrze. Na ziemi potrzeba takich szaleńców. 
- Jestem szczęściarą. - Rzuciłam, nie zastanawiając się nad tym dłużej. - Przebywam w tak magicznym miejscu z tak wspaniałą osobą. - Uśmiechnęłam się, spoglądając na bruneta. Chyba za daleko poleciałam do przodu. Nie kontrolowałam własnych myśli, które przez przypadek wypowiadałam na głos.
- Mogę powiedzieć to samo. - Zrobiło mi się ciepło na sercu. Nie mogąc się powstrzymać, położyłam głowę na trawie i zaczęłam się śmiać. Może to za sprawą alkoholu, a może tak wspaniałej sytuacji. Było mi cholernie dobrze. Wpadłam w taki stan, którego nie da się opisać słowami. Kątem oka widziałam jak Steven uśmiecha się do siebie, spoglądając na mnie co chwila. Przymknęłam oczy i poczułam jak coś jeździ mi po dekolcie. Brunet bawił się kwiatkiem, pochylając się nade mną. - Zawsze jesteś taka radosna? 
- Staram się. - Spoglądałam jak kwiatek przemierza coraz to inne drogi. Łaskotał mnie po obojczyku, po ramionach, szyi. Podobało mi się to. Do tego stopnia, że każdy nowy ruch powodował u mnie lekkie dreszcze.
- Mówiłem ci, że pięknie wyglądasz? - Położył się tuż obok mnie.
- Coś mi się obiło o uszy, dziękuję. - Oparłam się o łokcie. Nagle przyszło mi coś do głowy. - Panie Tyler, a kiedy będzie w końcu wasz występ?
- Już za trzy dni. Mam nadzieję, że się pojawisz. Ciągle pamiętam o tej obietnicy. - Cwaniackim wzrokiem zmierzył moją osobę. 
- Będę musiała kupić jakiś fajny stanik, bo te w kwiatki raczej nie pasują do rzucania na koncercie...
- Ale ja bardzo lubię kwiatki i wzorki i ciapki i panterkę. - Zaczął wymieniać, po kolei licząc na palcach.  Szczerząc się, pokręciłam głową i głośno odetchnęłam. Chyba pora była już się zbierać. Zegarek pokazywał trzecią nad ranem. Czas leciał cholernie szybko, a ja miałam ochotę go zatrzymać. Tak po prostu stanąć w miejscu. Było mi przyjemnie, chciałam aby ten stan się utrzymał chociaż jeszcze przez kilka dni. Chyba jestem hedonistką. - Angel? - Zachrypnięty głos wyrwał mnie z przemyśleń.- Co chciałabyś robić w przyszłości? 
- A skąd to pytanie? - Spojrzałam na niego lekko zdziwiona. 
- Tak się tylko pytam.
- Aaa jasne. Szczerze mówiąc to nie mam pojęcia. Przyszłość to jedna wielka zagadka. Niech życie mnie prowadzi, a samo wyjdzie w praniu. Jakoś specjalnie nie mam planów. Żyję z dnia na dzień i niech tak zostanie. - Wzruszyłam ramionami, dalej gapiąc się w gwiazdy. 
- Wolny duch. - Uśmiechnął się delikatnie. - Dobrze, panno wolny duch, cała się pani trzęsie. Chyba pora wracać. - Podniósł się, po czym podał mi rękę. W świetle spadającego już księżyca wracaliśmy do domu. Steven odwiózł mnie pod samą klatkę. Jak zwykle przybierając głos dżentelmena, podziękował mi za wieczór, a ja jemu. Na pożegnanie pocałowałam go w policzek i zniknęłam za drzwiami klatki. Szczerze mówiąc, to nie chciało mi się spać, kiedy weszłam do domu. Miałam ochotę na odprężającą kąpiel, przy której mogłabym o wszystkim pomyśleć. Jeszcze raz przeanalizować ten piękny wieczór.


~*~

Wracałem powoli do domu, mając wyśmienity humor. Dzięki Angel na chwilę mogłem oderwać się od szarej rzeczywistości. Dziewczyna, a raczej jej charakter zadziała na mnie niczym lekarstwo. Nagle szare ulice Los Angeles stały się takie... inne, kolorowe. Wszystko na ten jeden wieczór zamieniło się w coś lepszego. To niesamowite, jak jeden człowiek potrafi oddziaływać na drugiego.
Uśmiechałem się sam do siebie, jadąc pustymi uliczkami. Już miałem kawałek do domu, jedno skrzyżowanie. Minąłem je w miarę powoli i podjechałem pod sam garaż. Nie patrząc na nic, otworzyłem drzwi i wszedłem do środka. Wszystko było tak jak wtedy, kiedy wyjeżdżałem. Coś mi jednak nie pasowało. Zapach... Czułem czyjś zapach. Wszędzie unosiła się jakaś tandetna wodla kolońska. Miałem już pewne podejrzenia, jednak musiałem to sprawdzić. Ruszyłem na obchód po mieszkaniu. Schodami dostałem się na piętro, kiedy z okolicy mojej sypialni doszedł huk. Szybko ruszyłem w tamtą stronę. Pchnąłem drzwi i zobaczyłem nikogo innego jak Joe. Leżał oparty o ścianę, ledwo co kontaktując. Nie miałem pojęcia jak się dostał do mojej willi, ani czego chciał. Jedno było wiadome, po raz kolejny przesadził. Nieźle się wkurwiłem.
- Perry wstawaj do cholery! - Wydarłem się, a on nagle wykonał moje polecenie, co było dziwne. Gdyby był odurzony jakimś gównem, nie miał by tak dobrej koordynacji ruchowej. Aby go sprawdzić, spojrzałem mu w oczy. O dziwo były normalne, tylko lekko zaszklone. Całkowicie zgłupiałem.
- Billie chce rozwodu... - Mówił prawie płacząc. Nie poznawałem go. 
- Co się stało?- Tym razem przejąłem się jego sytuacją. Coraz częściej był załamany.
- Powiedziała, że już więcej nie wytrzyma. Ma dość. - Głośno wypuścił powietrze z ust, po czym usiadł na łóżko. Coś mnie tknęło. Tak nie mogło być. 
- Poczekaj chwilę. - Rzuciłem do bliźniaka i zbiegłem na dół. Chwyciłem za telefon i wykręciłem numer do willi państwa Perry. Czekałem aż ktoś odbierze. Po siódmym sygnale usłyszałem cichy, zapłakany głos żony Joe. - Billie, musimy porozmawiać. Wiem, że jestem ostatnią osobą z którą chciałabyś konwersować, jednak teraz musimy o tym zapomnieć. Powiedz mi co się stało? - Chyba ją zatkało, albo zastanawiała się jaką dać mi odpowiedź. W słuchawce panowała cicha. - Jesteś? 
-Tak... Steven, ja nie wiem co robić. Nie wytrzymam dłużej. On codziennie bierze coraz więcej, a ja nie chcę tak żyć. - Wybuchnęła płaczem. Zrobiło mi się jej szkoda. Mogłem się jedynie domyślać, co teraz przechodziła. Szczerze jej współczułem. Czasami mi brakowało siły, kiedy patrzyłem na toksycznego bliźniaka, a co miała powiedzieć ona, mając go prawie cały czas przy sobie.
- Słuchaj, Joe pójdzie na odwyk. Ja wszystko załatwię. Zaufaj mi i wybacz mu. Teraz nie myśli tak jak trzeba, ale obiecuję ci, że to się zmieni. Wierzysz mi?- Mówiłem najdelikatniej tylko potrafiłem.
- Yhym... - Pociągnęła nosem, a ja lekko się uśmiechnąłem.
- W takim razie Joe wróci do domu, porozmawiajcie na spokojnie i daj mi jutro znać. Potem pomyślimy co dalej. Dobranoc. - Rozłączyłem się  i wróciłem z powrotem na górę. Joe dalej siedział załamany na łóżku. Nawet nie spojrzał na mnie, kiedy wszedłem do środka. 
- Wracaj do domu. Billie może ci wybaczy, ale jest jeden warunek. - Dopiero teraz się zainteresował. - Musisz iść na odwyk. Pójdziemy razem. Ja też chcę to rzucić... 

 ___________________________________
Rzygam tęczą. Możecie razem ze mną. 
Aby nieco rozwiać wasze obawy, uwaga uwaga, pan Steven boski Tyler niedługo wróci do siebie i będzie tym szalonym muzykiem o postrzelonych pomysłach. Tylko teraz robię z niego jakiegoś pieprzonego romantyka. Później pomieszam te dwie role w jedno i powinno być dobrze.

PS Rozdziały będą się pojawiać co piątek. No chyba, że mi coś wypadnie... 
Wtedy Was poinformuję :) 

Proszę o komentarze ❤️

19 komentarzy:

  1. Yeah! Jaram się całą sytuacją... Ach... Jak ja zazdroszczę Angel takiego wieczoru spędzonego ze wspaniałym Stevenem...
    Ciekawi mnie czy Joe da radę rzucić.
    Szczerze mówiąc podoba mi się taki Steven romantyk, choć chciałabym ujrzeć tego szalonego rockmana według twojego opisu. To może być naprawdę zajebiste.
    Zasadniczo bardzo kibicuję Angel i Stevenowi, Joe i Billie też. Liczę na to, że się pogodzą.
    Najbardziej podobał mi się moment, kiedy Steven wymienia jego ulubione motywy...
    A! I nie mogę doczekać się koncertu Aerosmith, bo to może być naprawdę coś.
    Z twoim talentem... Opis Angel może być cudowny. Zarówno samego koncertu, jak i jej przemyśleń i wrażeń.
    Podczas tej randki ciągle siedziałam uśmiechnięta, później zaczęłam się przejmować Joe.
    Podoba mi się to w jaki sposób zmieniasz nastroje bohaterów.
    Wolny duch.. :D
    Czekam na następny... ;-)
    Życzę ci staaaaaaaaaaaaasznie duuuuuuuuuużo weeeeeeeeeeeny! ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też zazdroszczę Angel! Taki wieczór ze Stevenem *.* Dałabym się pociąć, aby to przeżyć. No cóż, pozostaje mi marzyć.

      A Joe i Billie... Hmm... Niedługo się dowiesz co tam u nich słychać. :)

      I koncercik będzie już w następnym rozdziale, także do następnego piątku!

      Dziękuję bardzo mocno za komentarz, który bardzo poprawił mi humor! ❤️ Jesteś zajebista Ola!

      Usuń
  2. Fuck Yeah!!!
    Kolejny rozdział!!!
    Czekałam na niego dniami i nocami :D
    Ale było warto!
    Steven Dżentelmen uuuuuuuu XD
    Jakoś nie mogę sobie tego wyobrazić :P
    Ale miłe zaskoczenie, że Tyler chce iść z Joe na odwyk
    Miejmy nadzieję, że Perry się zgodzi
    No ale jeśli zależy mu na małżeństwie to pójdzie na wszystko
    Angel jest ciekawą osobą
    Taką wesołą ale jednak nie do końca
    z poczuciem humoru, ale jednak wie gdzie są granice
    Porządna ale jednak jest też szalona
    Bardzo podobał mi się moment, w którym opowiadali o swoich zainteresowaniach
    Bardzo fajnie to opisałaś :)
    Tak jak koleżanka u góry już pisała
    również nie mogę się doczekać koncertu
    z twoim talentem może to wyjść wspaniale
    być może poczujemy się jak w latach 80-tych na ich koncercie.
    Wnioskuję, że lata osiemdziesiąte ponieważ w 1985r. Joe poślubił Billie :)
    Cóż, czekam na kolejny rozdział i życzę duuuużo weny ;)
    Ps.Zapraszam również do mnie :) http://zobaczyc-swiat-w-ziarenku-piasku.blogspot.com/
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Illusion kocham Cię! Dostrzegłaś charakter bohaterki! W sensie, że jest wesoła i tak dalej, ale ma pewne granice. Cieszę się, że to zauważyłaś. :)

      Dziękuję gorąco za tak zajebisty komentarz! ❤️

      Usuń
    2. Oj oj oj czuję się zajebiście :D

      Usuń
    3. Ja również, kiedy Cię tutaj widzę :D

      Usuń
    4. Ojeju bo zaraz mu piórka wyrosną. ^^

      Usuń
  3. Boże, jakie to było cudowne <333 Angel i Steven, ja już ich widzę jako zgodne małżeństwo z gromadką dzieci XDD Nie no, żart :D Może zaplanowałaś coś innego? ;))
    Ale wrażenia po spotkaniu, zarówno jej jak i jego były bardzo ciekawe. Miło się to czytało.
    No, teraz to się Joe nie wywinie. Nie można żyć tak jak on w nieskończoność (chociaż nikt nie żyje w nieskończoność, ale wiesz o co mi chodzi XDD). Może uda się jeszcze uratować jego małżeństwo? Steven okazał się wspaniałym przyjacielem. Mimo niechęci do Billie, pociesza ją i wyciąga Perry'ego z kłopotów.
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział, kochana! ;D
    Buziaki ;***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję serdecznie za piękny komentarz! ❤️
      Dodałaś mi dużo motywacji i weny! Przyszedł mi do głowy pewien plan, a to wszystko dzięki Tobie! Dzięki! ;)

      Usuń
    2. O matko, dzięki mnie?! Yaay, ależ mi miło :3
      PS. Nowy rozdział u mnie! Zapraszam i zachęcam do komentowania ;))
      gunsnrosesdreams.blogspot.com/2014/08/people-have-dreams-rozdzia-19.html

      Usuń
    3. Dzięki Tobie kochana, dzięki Tobie! :D Już wiem, jak kontynuować opowiadanie :)

      Usuń
  4. Matko boska, ja nie mam kompletnie weny na pisanie komentarzy. Wybacz, Chelle, za to co Ci tu napiszę. :c
    Tatatarararatata - muzyczka początkowa musi być. :D Ekhem, randka Stevena i Angel... To było takie piękne. Tak, kurde, wyjebiście piękne i romantyczne. No właśnie, piątka dzieci, duży dom, pies, kot i inne zwierzęta... Byliby cudowni.
    A teraz pora na małżeństwo Perry, czyli Joe i Billie! Ale ten komentarz krótki będzie... Joe, Joe, Joe, Joe, kurwa Joe! Przestań w końcu ćpać! Nie widzisz, że przez to tracisz Billie?! Podobno jest dla niego taka ważna, pffy. Gdyby była skończyłby z ćpaniem już dawno, dawno, dawno... Który mamy rok w opowiadaniu? XD
    A Steven... MÓJ Steven wysyła siebie samego i Joe na odwyk. I dobrze! I prawidłowo! Tak ma właśnie być! :D
    Brzydki ten komentarz, ale to już wszystko. :c
    Mówiłam, że taki będzie...
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie masz za co przepraszać kochana! Komentarz ma dla mnie ogromną wartość, a tym bardziej Twój! Kocham Cię dziewczyno za to opowiadanie o Irene, więc cholernie się cieszę, że tak dobra bloggerka wpadła akurat do mnie i napisała tyle miłych słów! Dziękuję! ❤️

      Usuń
  5. Juuż jestem!!
    Spóźnialska Asia nadeszła.
    KRĄŻEK ROLLING STONESÓW :3
    ŁAAAAAAJLLLLLD HOOOOOORSEEEEEEEEEEES!
    COOOOOOOOOOOOO?!!!!!!!!!! SPOTKANIE Z TAJLERKIEM? OOOOOOOOOO JA TEŻ TAK CHCĘ!!!!!!!!!!!!!
    TAKA RANDKA ZE STEVENKIEM, HYHY.
    ŚPIEWAJĄCY STEVENEK, HEHEHE. ZNACZY "POMRUKUJĄCY" STEVENEK. HAHAHAHAHAHAHHA

    "Pieprzony Perry załatwiał mi jakieś gówno z ulicy, po którym zachowywałem się jak orangutan wypuszczony z klatki pobliskiego zoo."- AHAHAHHAAHAHHAAHAHHAAHAHAHAHHAHAHAHAHAHHAHAAHHAAHAHAHAHHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHHAHAAHAAHAHHAHAHAHA
    no, fani, których też chcę mieć xD Ale zeby przez nich trzeba uciekać, to mi się odechciewa

    Let it be
    Let it be
    Let it be
    łoo let it be
    whisper coś tam coś tam
    Let it be
    Ej, a tak jak przy Beatelsach jesteśmy- widziałaś tą reklamę o pstrągach? TO JEST PROFANACJA I NICZYM LARS PÓJDĘ ICH POZWAĆ! W sumie to McCartney i Starr by mogli to zrobić i również z "Hey Jude" co było wykorzystane w reklamie o UE. No, ale utracili prawo do własnych utworów i mają odzyskać po 2018! Chamstwo!

    A TERAZ GENIALNY PAN PERRY (KTÓRY U MNIE JET CHUJKIEM):
    Perry! Co, myślaleś, że napiszę "oj, biedaku"?! Masz kurwa nie ćpać, bo wszystko jebiesz, rozumiesz? I to, że Billie chce rozwodu, to tylko twoja, pieprzona wina! I zapierdalaj na ten odwyk!
    (Chelle zechcesz mu to przekazać? Proszę)

    A teraz Steven:
    I dobrze, że nie tylko każesz Perry'emu iść na odwyk, ale zajebiście, że idziesz razem z nim. To jest piękny gest, Steven. Nie masz takich problemów z dragami, jak Joe, a jednak idziesz, żeby koleś miał oparcie i przyjaciela. To piękne :')

    I DOBRZE, ŻE POROZMAWIAŁ Z BILLIE.
    Zajebisty rozdział kochana! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jej, dziękuję Ci kochana Estranged! ;*
      Tak, randka z Tylerem, to byłoby coś. W sumie to opisałam to tak, jakbym ja to widziała.
      A Joe rzeczywiście musi się ogarnąć, przekażę mu to :)

      Usuń
  6. Chyba będę piszczeć, aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!
    Och, tak na wstępie powiem Ci, że taki romantyczny Steven jest całkiem uroczy, aczkolwiek jak zrobisz z niego takiego skurwysyńskiego romantyka, to ja już w ogóle będę w niebie, uniesiona, cokolwiek, także czekam, aż taka transformacja nastąpi, Kochana Chelle, haha!
    A co do rozdziału...hm. Angie, Angie, Angie. Chrystusie Niebieski, rozpływałam się, kiedy tak czytałam o jej wypadzie z panem Tylerem do baru, w ogóle sama osoba Stevena mnie wprawiła w taki stan ziemskiej nieważkości. Jego lekkość, wiesz co mam na myśli - ten...romantyzm! ''Co wolisz, bar czy restaurację?'' - ja bym wybrała najpierw restaurację, potem to drugie, jeśli mogę się wtrącić, o tak. Och, a potem oczywiście drobna przeszkoda, ci fani...ale niby to jest normalne, mogliśmy (mógł) przewidzieć, że prędzej czy później to się tak skończy. Ale za to jaka rekompensata dla Angel, trzymajcie mnie! Albo pozwólcie mi być nią! Cholera, siedziałam w parku, kiedy czytałam ten rozdział (akurat zapomniałam chwilowo o bracie, haha) i patrzyłam tak przed siebie, wyobrażając sobie to czarowne miejsce, skałki, lasek, kwiaty, polana...Boziu, poezja. Wierz mi lub nie, ale takie miejsca dla mnie są najcudowniejsze, rzygam na morze i palmy, słońce...takie klimaty bardziej dzikie mnie koją, zdecydowanie (aczkolwiek palmy i deszcz to już zupełnie inna bajka, cudo!). Podsumowując to? Znów pozwolę sobie napisać, że Angie jest pieprzoną szczęściarą a ja po takim spotkaniu mogłabym w spokoju zdechnąć...chociaż nie - było jedno? Będzie więcej!
    Ale potem spadamy do dramatycznej rzeczywistości. Kurwa, Perry! Weź się w garść i zostaw to dla świętego spokoju, dla Billie, dla życia i przede wszystkim - dla mnie (musiałam, nie sądź mnie!). Powiem Ci, że jestem zaskoczona, że sprawy potoczyły się aż tak bardzo w złym kierunku, że żona Joe'go ma go dość. No, jego jak jego, ale tego, co on z sobą robi, a z tego co tu czytam, nic dobrego. Aczkolwiek skoro Steven sam zaproponował przyjacielowi odwyk, i to odwyk wspólny, to...to chyba coś się podreperuje w relacjach, hm? Ach, i jeszcze jestem pozytywnie zaskoczona tym, co Tyler zrobił, mam na myśli telefon do pani Perry, który też na pewno na nią jakoś tam pozytywnie wpłyną. Może da jeszcze szansę swojemu niesfornemu mężowi, co? Da, proszę, haha.
    Dobra, tu zakończę. Cholera, uwielbiam to, nie pozostaje mi nic innego jak czekać do przyszłego piątku, by dowiedzieć się, co będzie dalej! Skoro tak - ja czekam i życzę Ci dużo wspaniałej weny, Chelle! ❤️

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mateczko Janis! Moje oczy doznały orgazmu! Taki komentarz, dziękuję!
      Wszystko pięknie opisałaś i skopałaś mi tyłek. Lecę pisać kolejne rozdziały! :)

      Oj deMars, jak my się dobrze rozumiemy, jeśli chodzi o przyrodę. Dokładnie tak jak Ty wolę dzikie, nieodkryte miejsca. Co prawda słoneczna kalifornia, palmy itp. też są fajne, no ale.. Ze Stevenem mogłabym być wszędzie. Szczerze mówiąc, to opisując jego spotkanie z Angel, a głównie ten fragment na wzgórzu miałam przed oczami takie jedno z wielu spotkań jakie chciałabym mieć z tą osobą. Nie wiem czemu, ale czasami mam wrażenie, kiedy słucham piosenek Aerosmith, szczególnie tych uczuciowych, że Tyler jest taki romantyczny. W sumie to mogłabym być z tym facetem wszędzie. Na polu, w barze, pociągu. Wszędzie xD Dobra, koniec pieprzenia bo wyjdę na psychofankę :D
      Jeszcze raz dziękuję za komentarz kochana! ❤️

      Usuń
  7. Hej, Hej.
    Ja tam mogę rzygać tęczą. Naprawdę lubię takie romantyczne akcje. Przecież to wszystko jest takie piękne. Wydaje mi się, że każda dziewczyna ma pragnienie przeżyć właśnie takie chwile. W końcu jesteśmy kobietami i pragniemy być adorowane, traktowane... dość wyjątkowo, prawda? Powiem Ci, że o wiele gorszy ten rozdział by był, gdybyś napisała, że poszli na imprezę, że się zalali, że Angel tańczyła na stole, że Steven obił komuś mordę, że na koniec wciągali razem heroinę, popijali Jackiem Danielem i wylądowali w łóżku z dzikim seksem, który oczywiście był najlepszym seksem w ich życiu. Wtedy ten rozdział byłby denny, bo tak naprawdę byłby przewidywalny i nie było by w nim nic nadzwyczajnego. A tak.. jednak jakaś odmiana. I w sumie nie zastanawiam się, czy Steven pasuje do takiej roli, czy też nie. Ale od kiedy zagłębiam się w książkę napisaną przez Niego dochodzę do wniosku, ze pasuje. Ale też jestem zdania, że każdy facet potrafi jak się postara i w sumie jestem też zaskoczona, że jej nie przeleciał. Chociaż już myślałam, że złapie ich policja po tym fakcie, jak wsiadł za kierownice po alkoholu, ale jednak udało się bez takich przeszkód.
    Tylko zastanawiam się, czy Steven zrobił dobrze, iż pokazał Angel swoje miejsce. Podobno nie pokazuje się takich miejsc osobom trzecim. Potem za bardzo się one kojarzą, potem tak naprawdę już nie są naszymi miejscami. Hm.. a znają się.. dobra, tak naprawdę to chyba wcale się nie znają, bo przecież parę dni, a w sumie można powiedzieć, że parę godzin. Ale wiesz? Ich rozmowa szła tak lekko, tak gładko, jakby byli bratnimi duszami. Jakby tak naprawdę znali się od lat. Ach, chciałabym kiedyś takie coś przeżyć.. w sumie ponownie, bo przecież już raz przeżyłam... ale dobra, nie ważne, nie o mnie.

    Joe, szkoda mi go, ale tak naprawdę to sam sobie na takie coś pracuje. W sumie to mam wrażenie, że taka trochę upierdliwa z niego gnida. W sumie sama nie wiem, dlaczego gnida, ale siedzieć w salonie kumpla, dlatego, że żona chce odejść. To jednak musi być upierdliwe. I Steven jest dla niego dość wredny, ale też nie ma co się dziwić, że tak właśnie jest. Mam wrażenie, że Tyler jest taką nianią dla Perry'ego. Bierze go za fraki i metaforycznie kopie w dupę, aby się ogarnął, bo sam Joe nie wpadnie na pomysł, że jego żonie może przeszkadzać, iż za dużo bierze i to jest właśnie powodem jej decyzji... Ale Steven też chce iść na odwyk. Pewnie to przez Angel, chociaż ja tam nie zauważyłam aby on miał jakiś problem ze sobą. I chyba nie tak duży skoro irytuje go to, że Perry ma problem...

    Koniec moich wywodów. Tak na marginesie zapraszam do mnie na nowy rozdział!
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rose, kochana Rose dziękuję Ci za komentarz. Bardzo mi miło, że doceniłaś moją pracę nad rozdziałem, aby był nieco inny. :)

      Również pozdrawiam i gorąco całuję! ;*

      PS Do Ciebie wpadnę już niedługo i skomentuję.

      Usuń

Szkielet Smoka Zaczarowane Szablony