sobota, 1 listopada 2014

IX. Zabawki są na strychu, a szczury w piwnicy.

Przesiadywałam w szpitalnej sali wtulona w Stevena, czytając z nim jakąś książkę, a raczej starając się to robić. Dzisiaj lekarz miał ostatecznie powiedzieć, czy jestem zdrowa i czy mogę już iść do domu. Tęskno było mi za Aresem, stertą ukochanych winyli, wanną wypełnioną cieplutką wodą i płatkami róż oraz za Emily i Adamem. Co prawda przychodzili do mnie, jednak mieli pracę i nie mogli pozwolić sobie na zrezygnowanie z niej. Na całe szczęście Steven był ze mną cały czas, za co byłam mu niezmiernie wdzięczna. Nie wiem, czy wyrobiłabym sama pośród tych wszystkich szarych, ponurych ludzi, patrzących na życie przez czarno-biały obiektyw. Brunet był przy mnie prawie cały czas. Momentami było mi głupio, bo miałam wrażenie, że go zatrzymuję i uniemożliwiam normalne funkcjonowanie, on jednak temu energicznie zaprzeczał. Mimo własnych problemów z rozwodem i tworzeniem nowej płyty, był ciągle ze mną.
- Steven, dziękuję. - Obróciłam się, spoglądając w jego ciemne oczy,a on zmarszczył pytająco czoło. - Dziękuję, że jesteś tutaj. - Uśmiechnął się lekko, po czym pocałował mnie w czoło.
- Nie ma sprawy. - Zrobiło mi się ciepło na sercu. Za każdym jego gestem czułam, że coś jest na rzeczy. Ta przyjaźń zmierzała w kierunku czegoś więcej. Już nawet nie chciałam się przed tym opierać. Serce podpowiadało mi, że mogę na nim polegać. Chyba pierwszy raz w życiu czułam coś takiego. Zawsze trzymałam facetów na dystans, wolałam być wolna, prawdziwie wolna. Ale przecież nie można się cały czas bronić, tym bardziej nie w tym przypadku. Kiedy spotkałam się z Joe sam na sam, potajemnie powiedział mi co czuje Steven. Od tamtego momentu moje podejście do sprawy zmieniło się diametralnie. Nie było już jakichkolwiek wątpliwości co do tego uczucia. Chociażby wystarczyło spojrzeć na zachowania Stevena. Siedział tuż obok, przytulając mnie do siebie. Spoglądałam na niego chwilkę, kiedy zagłębiał się w lekturze. Po chwili chyba zorientował się, że wgapiam w niego swoje ślepia i odłożył książkę na niewielką szafkę, znajdującą się koło łóżka, na której leżały moje szpargały. W zamian chwycił szczotkę i niepewnie zaczął czesać mi włosy. Delikatnie, jakby z obawą, aby nic mi nie zrobić. Poddawałam się temu zabiegowi z uśmiechem na ustach, malując mu palcem kółeczka na udzie. Panowała cisza, jednak porozumiewaliśmy się doskonale, bez używania słów. Przymknęłam lekko oczy, wyobrażając sobie, że jesteśmy nad brzegiem morza. Była to o wiele lepsza wizja, niż ta szpitalna. Leżeliśmy na piasku, grzejąc twarze w cieplutkich promieniach słońca. W powietrzu czuć było orzeźwiającą morską bryzę, a do uszu dolatywały odgłosy śpiewających swą pieśń mew. Nikogo nie było poza nami, nikt nie mógł zakłócić spokoju i tej cudownej, relaksującej ciszy. Zrobiło się tak przyjemnie, do tego stopnia, że prawie usnęłam na siedząco. Oczywiście byłoby zbyt pięknie, gdyby ktoś nam nie przeszkodził. Do uszu dobiegł dźwięk energicznego pukania do drzwi, a ja natychmiastowo oprzytomniałam, wyrywając się z rajskiego ogrodu. Otworzyłam oczy i w tym momencie do sali wszedł doktor Smith.
- Mam dla pani dwie wiadomości. Jedną dobrą, a drugą nieco gorszą. Zacznę od tej dobrej. Jeszcze dzisiaj będzie pani mogła wrócić do domu, a ta gorsza jest taka, że robimy pani badania potwierdzające lub mam nadzieję wykluczające obecność białaczki. Była pani bardzo osłabiona z powodu anemii i musimy sprawdzić, czy to nie jest nic poważniejszego. Niedługo damy pani znać, a do tego czasu proszę o siebie dbać. - Uśmiechnął się do nas i wyszedł. Spojrzałam przestraszona na Stevena. Jego wzrok wyrażał dokładnie to samo. Białaczka? Jaka białaczka?! Nie mogłam mieć tej choroby! Przecież zawsze byłam najzdrowszą osobą w rodzinie, nigdy nie dolegało mi coś poważniejszego jak kaszel czy katar. Mimowolnie zaszkliły mi się oczy.
- Będzie dobrze, nie masz żadnego choróbska. - Brunet przytulił mnie mocno do siebie, czego bardzo w tej chwili potrzebowałam. - Będziesz zdrowa, zobaczysz. Oni tylko tak gadają, bo muszą zrobić te badania na wszelki wypadek.
- A jeżeli jednak... - Po raz pierwszy w życiu patrzyłam na zaistniałą sytuację z tej pesymistycznej strony.
- Nawet tak nie mów. Nie dopuszczę do tego, aby coś ci się stało. - Przytulił mnie jeszcze mocniej, a ja zatopiłam zapłakaną twarz w jego ciemnobrązowych włosach.- Chodź, pakujemy cię, uciekamy do domu i zapominamy. - Uśmiechnął się słabo, ocierając mi łzy spływające po policzkach.



~*~


Wyszedłem z sali, kiedy Angel pakowała się w walizkę. Szybkim krokiem podążyłem w kierunku gabinetu doktora Smitha. Zapukałem i bez zastanowienia wszedłem do środka. Doktorek siedział przy biurku, a koło niego kręciła się recepcjonista. Na mój widok odskoczyła jak oparzona i opuściła pomieszczenie. Pewnie ciągnęła mu druta... Oj,  jaka szkoda, że musiałem przeszkodzić.
- Słucham, w czym mogę służyć? - Ruchem ręki nakazał mi usiąść na krześle naprzeciwko niego. Spiesząc się, nie zrobiłem tego, a od razu przeszedłem do rzeczy.
- Chodzi o te wyniki badań. Nie da się tego jakoś przyspieszyć? Mogę zapłacić.
- Najszybciej dowiemy się o tym za trzy dni, no może w najlepszym wypadku za dwa. Dam panu znać, proszę tylko cierpliwie czekać. - Lekko mnie to zdenerwowało, chociaż facet nie był niczemu winien. Wolałem jednak już teraz wiedzieć, czy mogę być spokojny o Angie.
- Dobrze, w takim razie dziękuję. - Wstałem, kiwnąłem do niego i pospiesznie opuściłem gabinet, udając się od razu do blondynki. Czekała na mnie już spakowana przy drzwiach. Chwyciłem walizkę torbę w jedną rękę, a drugą objąłem zmartwioną Angel. Wyszliśmy ze szpitala i wsiedliśmy do samochodu. Odpaliłem silnik, lecz nie ruszyłem. Spojrzałem na dziewczynę, która wpatrywała się tępo w szybę. - Maleńka, będzie dobrze, zobaczysz. - Oprzytomniała i skierowała na mnie swe śliczne oczy, starając się przy tym uśmiechnąć. - Proszę, zamieszkaj u mnie. - Wypaliłem, nie zastanawiając się nad tym dłużej. Co prawda już kiedyś nad tym rozmyślałem, bo chciałem aby się do mnie wprowadziła, jednak dopiero teraz odważyłem się na tą propozycję. Czekanie na odpowiedź zdawało się być wiecznością. Patrzyłem na jej reakcję, ruchy ciała, mimikę. Nie była pewna, zastanawiała się.
- Steven, ja ci będę tylko wadzić. Przecież masz własne problemy, masz dzieci, masz nagrać płytę i potrzebujesz spokoju. - Wyliczała na palcach, a ja starałem się jej przerwać.
- Ale ja nie będę spokojny, kiedy nie będę miał ciebie koło siebie. Proszę, zrób to dla mnie. - Złapałem ją za trzęsącą się dłoń i spojrzałem w oczy. Szybko się zastanowiła i kiwnęła twierdząco głową, a mi spadł kamień z serca. - W takim razie najpierw jedziemy do ciebie po rzeczy, a później do mnie... znaczy się do nas. - Uśmiechnąłem się, a Angie odwdzięczyła mi się tym samym. Powoli ruszyłem z miejsca, włączając się w nadzwyczaj podejrzanie niezakorkowany ruch uliczny. W radiu leciało akurat "Home Tonight", cóż za ironia losu słuchać swoich kawałków w samochodzie. Już miałem przełączyć, kiedy zatrzymała mnie blondynka.
- Zostaw, kocham tą piosenkę. - Uśmiechnęła się nieśmiało. Cudownie było widzieć jej twarz bez wypisanego na niej smutku. Przemieszczaliśmy kolejne przecznice w akompaniamencie solówki Joe. Pół godziny później już byliśmy pod domem Angie. Wysiedliśmy z wozu i ruszyliśmy do mieszkania jak najszybciej się tylko dało. Otworzył nam jakiś młody chłopak z długimi, ciemnymi włosami, którego raczej nie kojarzyłem. Angel przytuliła się do niego mocno, po czym przedstawiła nas sobie. Cały czas miałem go na oku. Co prawda wglądał na przyjaciela Angie, jednak wpatrywał się w nią jak w obrazek, co wyraźnie pokazywało, że musi czuć do niej coś więcej. Poczułem jak zalewa mnie fala zazdrości, bo chociaż to samolubne, chciałem mieć ją tylko dla siebie. Przysłuchiwałem się ich rozmowie, na bieżąco analizując każde zdanie. Blondynka tłumaczyła się z nagłej przeprowadzki do mnie, a na twarzy chłopaka pojawiał się coraz to większy smutek, którego już chyba nie potrafił ukrywać. Z jednej strony cieszyłem się, że mam tą przewagę, a z drugiej trochę szkoda mi było tego Adama. Gdybym to ja był w jego sytuacji... No cóż, życie bywa smutne i trzeba się z tym pogodzić.
- Dobra, to jestem już gotowa. - Angel po pół godzinie spakowała najpotrzebniejsze rzeczy i mogliśmy wychodzić. - Niedługo zadzwonię. - Przytuliła się do nieszczęśliwego bruneta, po czym stanęła obok mnie. Podałem mu rękę, po czym chwytając torby wyszedłem z mieszkania. Wsiedliśmy do auta, ówcześnie pakując bagaże i ruszyliśmy prosto do naszej willi. Jak to pięknie brzmi. Chciałem, aby już zawsze tak było. Spojrzałem na blondynkę, głaskającą czarnego kota, który cicho mruczał pod wpływem jej dotyku i uśmiechnąłem się do siebie. Szybko poszło, niby taka spontaniczna decyzja, a może zmienić całe życie... Czas pokaże co się stanie.


~*~

Klęczałam na ogromnym, białym dywanie w garderobie Stevena, wkładając do szafek swoje rzeczy. W głowie miałam niezły bajzel. Co ja zrobiłam, przecież to szaleństwo! Tylko tyle udało mi się wywnioskować z tego bałaganu. Przeprowadziłam się do Stevena, do mojego idola, którego z dnia na dzień darzyłam uczuciem. Ale żeby tak od razu mieszkać razem? Chyba naprawdę jestem wariatką, że przystaję na takie propozycje. A może po prostu jestem... No nie wiem. Trzeba życia próbować! Tak, tym się wytłumaczę.
- Pomóc ci w czymś? - Usłyszałam za sobą głos Stevena.
- Nie dziękuję, dam sobie radę. I tak już cały czas mi pomagasz. - Uśmiechnęłam się, obracając się w jego stronę. Miał na rękach Aresa, który zachowywał się nadzwyczaj spokojnie jak na tak wybrednego pod względem towarzystwa kota. - Chyba cię polubił. - Podniosłam się z kolan i pogłaskałam pupila, mrużącego zielone oczy.
- Oglądał ze mną koszykówkę. - Zaśmiał się, spoglądając na Aresa. Chyba lubił zwierzaki. - Ty też możesz się odprężyć. Dokończysz jutro. A teraz pokażę ci wszędzie gdzie co jest. - Złapał mnie za rękę i wyszliśmy z garderoby do naprzeciwległego pokoju, czyli sypialni. - Tutaj śpisz, a ja mogę na dole albo coś...
- Nie ma mowy. - Przerwałam mu momentalnie. - Już raz to chyba przerabialiśmy.
- No dobra. - Zaśmiał się cicho. - To tutaj jest twoja szafka. - Otworzył niewielką szafkę, w której była jakaś książka i kilka gumek. - Ops, wybacz. Rzucałem swoje rzeczy gdzie popadnie. - Tym razem to ja zaśmiałam się widząc jego minę, kiedy wyciągał to wszystko przerzucając do swoich szuflad. - To jedziemy dalej. Tutaj mam jakieś skarpetki i te sprawy, a te szafki są wolne, więc możesz je wypełnić swoimi rzeczami. Dalej w łazience masz całą szafkę wolną na kosmetyki. Tak samo jest w łazience na dole. Dobra, to może zejdźmy na dół. - Mówił z takim przejęciem, a ja prawie a parsknęłabym śmiechem, widząc jego szybkie ruchy. Niczym wiewiórka na mocnej kawie skakał od pomieszczenia do pomieszczenia, starając się wszystko załatwić na jeden raz. - Tutaj są talerze, miski, a tu sztućce, tu makarony i ryż, tak jakieś sosy. Zresztą sama zobaczysz. O i jeszcze salon. Ściana z płytami, które są do pełnej dyspozycji dwadzieścia cztery godziny na dobę i telewizor i radio i inne elektroniczne duperele. A na dworze jest grill. Tak mówię, jakbyś chciała użyć. Ja kiedyś o trzeciej w nocy robiłem, bo mojemu cudnemu dziecku, Mii zachciało się chlebka z grilla. - Wypuścił głośno powietrze z płuc, po czym oboje się roześmialiśmy. Po wszystkim Steven przejechał mi dłonią po policzku i pocałował mnie w usta.  - Cieszę się, że jesteś.


~*~

Wieczór minął mi strasznie szybko na rozmowie ze Stevenem i spacerze po okolicy. Kiedy byłam już w willi, starałam oswoić się z ogromem tego miejsca. W porównaniu do mojego małego mieszkanka, ten dom był zamkiem! Na całe szczęście nie przytłaczało mnie to, bo wszystko było idealnie rozplanowane i wykończone. Przesiadując w łazience miałam wrażenie, że jestem w innym świecie. Tak prawdopodobnie oddziaływała na mnie ogromna wanna wypełniona letnią wodą z pięknie pachnącym płynem do kąpieli. Potrzebowałam chwilki dla siebie, aby ochłonąć z emocji jakie kumulowały się we mnie całego dnia, aby się zresetować. Nastawiłam krążek Led Zeppelin i udałam się w międzygalaktyczną podróż po wszechświecie. Mentalnie pokonywałam tysiące lat świetlnych na sekundę, nie myśląc o niczym konkretnym. Przed oczami miałam całą paletę barw, tańczącą wesoło i łącząc się, tworząc niesamowite efekty.
-Matko, gorzej na trzeźwo jak po trawie. - Mruknęłam do siebie, otwierając powieki i szykując się do wyjścia z wody. Podniosłam tyłek z gładkiej powierzchni dna wanny i okryłam się ręcznikiem. Szybko umyłam zęby, rozczesałam włosy i na koniec ubrałam się w piżamę. Jeszcze raz przejrzałam się w lustrze i wyszłam, idąc w kierunku sypialni. Zanim położyłam się do łóżka, jeszcze tylko wyszłam na taras, aby podziwiać panoramę Los Angeles. Piękny widok. Z jednaj strony wzgórza, z drugiej zabudowane miasto, a na zachodnim brzegu ocean. Coś cudownego.
- Tutaj jesteś. - Udało mi się usłyszeć zachrypnięty głos Stevena. Po chwili jego dłonie znajdowały się na moich ramionach.
- Śliczny widok. - Westchnęłam, próbując objąć cały ten obraz wzrokiem. - Ale teraz chce mi się spać. - Ziewnęłam cicho i schowałam się za śnieżnobiałą firaną, powiewającą pod wpływem lekkiego podmuchu wiatru.
- W takim razie idziemy spać. - Brunet obdarzył mnie szczerym uśmiechem, a ja szybko zaszyłam się pod bladoniebieską kołdrą.
- Dobranoc. - Szepnęłam jeszcze cicho na sam koniec.
- Dobranoc. Miłych snów. - Przymknął oczy, a ja zrobiłam to tuż po nim. Jeszcze tylko po omacku odszukałam jego dłoń i mogłam spać.



_________________________________

Dobra, rzygam tęczą i pozdrawiam :)

PS Proszę o komentarze, bo ostatnio było ich bardzo mało. Smutno mi trochę...
Chelle

17 komentarzy:

  1. Myślałam, żeby zacząć Ci ten komentarz takim wdzięcznym słowem, jakim jest coś w deseń ''doszłam!'', ale im dalej brnęłam w rozdział, tym bardziej odbiegałam od tego pomysłu, po czym uznałam, że zacznę tak następny, albo taki, w którym w końcu dojdzie (ekhem) do tego, na co mój spaczony (pod tym względem, w tych stronach) mózg czeka od...od prologu, co ja Cię będę oszukiwać. Cholera, czuję się oślepiona po tym rozdziale, tak to nazwę. Ach, i jeszcze Cię dyskretnie opieprzę, że już mi dwa (ponad?!) tygodnie temu wspominałaś, że masz go napisanego, a mimo to musiałam czekać tyle czasu, tak nie będzie, Chelle! Zapamiętaj to sobie, dobrze Ci radzę.
    Koniec pieprzenia na wstępie (się mnie dzisiaj żarty trzymają :') i pora na to, na co my wszyscy czekamy, piękny dziewiąty. I Steven. Wiesz co, my tak sobie o nim czasem gadamy, że niby sierota, że niby romantyk, że to niby nie podobne...a, kurwa, nie. Podoba mi się taki Tyler, jestem zauroczona jego postacią, o tym, że jest zwyrodnialcem wszyscy doskonale wiemy, a Ty nam go pokazujesz przede wszystkim jako zwykłego człowieka, który też czuje i się troszczy, myśli w taki sposób. Ja nie chcę, żebyś go takiego zabierała i znów przetransformowała na typowego Stevena. Niech on zachowa swoją uczuciowość, niech on zachowa tę czystą duszę, którą, jak widać, też ma. Którą wydobyła z niego Angie. Ta sama- niepozorna - blondyneczka, co zawróciła mu w głowie tamtego pamiętnego dnia w sklepie u Marley. Ta sama, w której tkwi, tkwiło coś więcej, jak tylko chęć zaliczenia znanego muzyka. Ona go zaliczyła, istotnie, ale umysłowo, w zasadzie, to go przywiązała do siebie, nieświadomie, a on absolutnie nie chce się uwolnić. Wychodzi sytuacja toalnie odwrotna, Angel może pomyśleć, że to Steven ją od siebie uzależnił, podczas gdy ona zrobiła taki myk z nim, co jest niesamowite i absurdalnie piękne. Wywróciła jego świat do góry nogami, i to w jaki sposób, z jaką niewiedzą, jak to się stało?
    Pytanie kluczowe: jak to się stało? Pozwolę sobie Ciebie spytać o to raz jeszcze, Chelle. Ale że jaka białaczka? U jakiej Angel może występować białaczka? Za co, za co?! Nie wierzę w to, a przynajmniej nie wierzę, by choroba (o ile naprawdę jest) zniszczyłaby cokolwiek. To jest niemożliwe, nie chcę, by było możliwe - może tak. Chcę, by została zwalczona, jak coś. Przecież można. Nie widzę scenariusza, w którym pojawia się coś tak podłego i zrównuje z ziemią cały ten kwiecisty świat z fioletową mgiełką, całą resztą czarownego kramu. Pokochałam to nie po to, by jakaś pieprzona białaczka miała wszystko zepsuć. Steven, tak swoją drogą, nie dopuści do żadnej tragedii, przecież on będzie walczył do końca o nią. Od pewnego czasu wszyscy męczymy się z jego uczuciem do niej, nikt nie jest w stanie przełamać lodów i czegokolwiek powiedzieć. On ją kocha. On się w niej zakochał. On jej chce. Chce z nią. Być. Przy niej. Trwać. Żyć. Wszystko, niesamowite, że takie naturalne rzeczy okazują się być aż tak trudne.
    Ale dobra - walnął prosto z mostu ,,wprowadź się do mnie''. I elegancko! No jest postęp, Tyler, brawo. Już chciałam pojechać tu po Angie, za to, że znów pokazała się słynna cnotka, że niby problemy. Jakie problemy, sam proponuje taki układ, więc liczy się ze wszystkim. Będzie dobrze, Blue, zaufaj starszemu.
    Koledze.
    Zupełnie mnie poruszyła końcówka, z tą rączką. Gwarancja bezpieczeństwa, mam rozumieć, to jest kochane. Widziałam to, poczułam to i zdałam sobie sprawę, że musi być dobrze. Tu jest przewaga sił życia, miłości o dobra nad wszystkimi złymi, właśnie dlatego mam swoje przekonania. I kocham. To wszystko, co się dzieje w tym świecie, gdzie Steven sypia z Angie, ale tylko obok siebie, w łóżku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę Ci jeszcze podziękować z całego demarskiego - potężnego - serca za to, co widnieje po boku. Dla Nas. Czuję się...wzruszona, szczerze mówiąc. Odjęło mi mowę, kiedy to zobaczyłam. A pierwszy raz w komentarzu u siebie. Uwielbiam Cię, Twoją wyobraźnię, wszystko, dlatego uważam, że osiągnęłam pewnego rodzaju sukces. Naprawdę Ci za to dziękuję, cholera...
      NO ZROBIŁAŚ MI RÓWNIE DOBRZE, CO TU WIELE MÓWIĆ.
      Czekam na kolejny, oby szybciej, i dziękuję, Złocista. Pozdrawiam! ♥

      Usuń
    2. Boziu kochana, robisz mi w każdy sposób dobrze xDD
      Normalnie nie wiem jak już Ci dziękować za takie piękne, długie komentarze, w których jest wszystko czego bloggerka by chciała usłyszeć. Matulku, DZIĘKUJĘ, DZIĘKUJĘ, DZIĘKUJĘ! ♥

      Usuń
  2. Ten rozdział był takie piękny! Oni są cudowni. Ona i on. Muszą być razem. A może już są? Chyba przeprowadzka coś określa...A co do niej właśnie, to bardzo się cieszę, że ona się zgodziła. Oni muszą być ze sobą. Trzymam za ten związek kciuki.
    A i nie dopuszczam nawet myśli, że ona będzie chora. Nie będzie prawda? Nie zrobisz jej tego. Ona jest zbyt delikatna, młoda i dobra, żeby spotkało ją coś takiego.
    To z pewnością takie ostrzeżenie- musi dbać o siebie bardziej i już wszyscy wiemy kto będzie ją pilnował- Steven.
    Cudownie, że dodałaś nowy rozdział.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję serdecznie za komentarz! Nawet nie wiesz jak się cieszę, że mam Cię w gronie czytelniczek! ♥

      Usuń
    2. 12 rozdział już na blogu, zapraszam. http://gunsnroses-just-a-little-patience.blogspot.com/

      Usuń
  3. Ojojjj.... Steven z Angel jak słodko.... Będą taką słodką parke tworzyć. A chora? Nie, nie, nie! I jescze raz nie! Nie pozawalam na tekie coś NEIN NIE NO NEM IKKE BUKAN(chwila bo wchodze na google tłumacz XD) . A co jakby żonka Stevenka tak by się wpieprzyła? Heuheuheuheu....Dobra bo ja tu zacznę swoje historie spiskowe wymyślać. O wiem ta przyjaciółka jej z kim jest? Maybe by sobie kogoś wybrała z Aerosmith? Hmmm..... Proponuje Toma bo Joe jest zajęty prze ze MNIE.
    Okey oniec tych wywodów! Niedawno znalazłam ten blog dlatego to jest mój pierwszy komentarz. Ale powiem ci super świetnie mam ciebie już na oku ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się bardzo, że masz mnie na oku, ha! I dziękuję bardzo za komentarz! ♥

      Usuń
  4. Jeju, jeju, jeju, jeju! Rzygam tęczą!
    Witaj Chelle! Juz zaczynałam sie o Ciebie martwic, ale jak widac nie potrzebnie, gdyz wrociłaś i jebłaś wspaniałym rozdzialem! Serio masz talent, zlotko! *.*
    Dobra no to rozdział najpierw taki dramatyczny, a potem taki kochany!
    Białaczka? Ale, ze rak?! Nie, nie, nie! Ona przeciez nie moze umrzec! Nie tak mlodo! Nie ona jeszcze nie, wiec Chelle Chryste Panie, a jesli ma ją miec to ma to wygrac, rozumiemy się? XD Dalej..
    Jejuuuu ona się wprowadza do Stevenka! Też tak bym chciala :( Ja sie chyba za bardzo wczuwam xD
    Ale biedny Adam, on ją dazy uczuciem...Niestety dla niego ona dazy uczuciem Stevena.. Adamku..*wielki huuug*!
    +I tak wole, zeby Angel byla ze Stevenem xD
    Rozdział jak zwykle cudowny, mowilam Ci juz, ze lubię twoj styl pisania? Nawet jesli to powiem, KOCHAM TWOJ STYL PISANIA, KOCHAM TWOJEGO BLOGA, NORMALNIE KOCHAM CIEBIE XD ❤❤
    I sluchaj, sluchaj, masz moze grupe na facebooku w ktorej informujesz o nowych rozdziałach? Mi, sklerotyczce, taka by sie przydala, a jak nie to trudno :D. I w ogole juz komentarze wychodzą mi ladniej, widzisz to? XD Hahah dobra no to, jeszcze mi tylko przypomnij co ile dodajesz rozdziały? 😘
    Takze posyłam ci taaakiee buziaki i uściski, no i życzę Ci kochana Chelle weny, jak najwięcej, no i Zdrówka! (XD)
    Pozdrawiam
    Julka 😘🙊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Komentarze wychodzą Ci zajebiście! Uwielbiam takie, no i oczywiście całuję rączki, za to że je tutaj piszesz ♥

      PS Na górze w rogu jest adres mojego fp na Facebooku. Tam dodaję informacje o rozdziałach :)

      Usuń
    2. Cała przyjemnosc po mojej stronie, jak sie przeczyta TAKI rozdzial to az sie chce komentowac ❤ :D
      +dziękuję za informacje ;*

      Usuń
  5. Przeżyłam zawał.
    Bardzo poważny zawał.
    Chelle, siostro, wiesz jak to się stało? Kurde, czytałam ten rozdział po drugiej w nocy, na telefonie, oczy mi się już prawie zamykały, ale chciałam przeczytać, chciałam bardzo. I przeczytałam, z ciekawości również komentarze. Przeczytałam drugi komentarz deMars i zaczęłam się zastanawiać- o co chodzi? Bo wiesz, nie widziałam tego co z boku w wersji mobilnej. Więc weszłam w normalną wersję, jak na komputerze i... Autentycznie w ciągu sekundy przestało mi się chcieć spać! W brzuchu mi coś fikołka wykręciło, a ja... A ja się po prostu uśmiechnęłam, szeroko, wiesz? Chelle, ja nie wiem co mam powiedzieć. Ogromne wyróżnienie dla mnie, naprawdę. Dziękuję, że tak i mnie i o Alicji pomyślałaś, dziękuję.
    Przejdę teraz do rozdziału, który może w brew pozorom aż tak tęczowy nie jest, haha! No i właśnie, zastanawiałam się po poprzednim, co dolega tak naprawdę Angel. I no... dowiedziałam się, choć w sumie nie jest to jeszcze potwierdzone. Białaczka, to jednak cholera białaczka, ciężka choroba... Kurde, ale naprawdę nie chce się wierzyć, że taka roześmiana Angie mogłaby być chora. Całe szczęście, że ma Stevena, jej. To jest takie cudowne jak on z nią jest, jak jej pomaga i się nią opiekuje, tak, to naprawdę cudowne.
    I ta propozycja zamieszkania- szczerze, myślałam na początku, że się nasz Aniołek nie zgodzi. Tak od razu wyleciał z tym pytaniem i na dodatek... Od razu po tym szpitalu. Ale jednak, mieszkają razem, cholera! Żal mi tylko tego Adama. Kurde, biedny chłopak, no. Ja bym mu radziła, żeby powiedział Angie co czuje, chociaż w sumie nie wiadomo jak ona na to zareaguje... Ah, nieważna. Żal mi go po prostu.
    Kurde, jak sobie wyobraziłam tego Tylera jak skacze w te i we wte, no to się aż zaczęłam śmiać, haha! Takie słodkie to całkiem ♥
    Ciekawa jestem bardzo jak im się będzie razem żyć, oj tak. Oby pięknie :') I oby Angel nie miała tej białaczki!
    Cudowny rozdział, kochana. Kocham Cię, no <3
    Weny, i wszystkiego dobrego na nadchodzący tydzień, bo mój na przykład zapowiada się koszmarnie.
    ♥!

    Hugs, Rocky.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzień dobry, umarłam! CZY TY NAPRAWDĘ CHCESZ MNIE ZABIĆ TAKIMI KOMENTARZAMI?! PRZECIEŻ JA MAM SŁABE SERCE, A TUTAJ TAKE EKSCYTUJĄCE CUDOWNOŚCI CZYTAM I JAK JA MAM TO PRZEŻYĆ, CO?!
      Dziękuję Ci z całych sił i gorąco pozdrawiam ♥♥♥

      Usuń
  6. Witaj, Chelle. Jestem i znów napiszę Ci coś tak głupiego i krótkiego, że w ogóle szkoda gadać. Dlatego przygotuj się na załamanie nerwowe i... No kurwa, przyleźli robić tą windę i walą tym czymś w ścianę i walą, kurwa! Lepszej pory nie mogli sobie wybrać...
    Angel może mieć białaczkę... No cóż, przecież cały czas pięknie być nie mogło, prawda? Bo wszystko było tutaj takie urocze i cudowne, więc teraz nadeszło coś, co tą całą harmonię zaburzy, prawda? Mogłoby, bo trochę za łatwo ma Steven. Może ta choroba zbliżyłaby ich do siebie? Kto wie, kto wie... Jest jeszcze ten Adam (czy jak mu tam...) i przecież to on może zdobyć serce Angel. Może? Może. Przecież ta choroba (jeśli w ogóle ona nastąpi) może zbliżyć do siebie albo Stevena i Angel, albo Adama i Angel. Poczekamy, zobaczymy...
    W końcu Tyler i Angel ze sobą zamieszkali, więc to jest już coś, prawda? No tak, to ich zbliży, choć blisko to oni już są. Teraz razem mieszkają... To już pretekst do ślubu i założenia rodziny, prawda? XD Dobra, nie mam pojęcia o czym bym mogła jeszcze gadać, więc (dla Twojego dobra) lepiej już sobie pójdę.
    Weny, Chelle!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, jesteś cudowna! Zawsze piszesz mi o beznadziejności swoich komentarzy, a ja zawsze cieszę się jak dziecko z lizaka! Naprawdę, uwielbiam Twoje opinie i wszystko co tworzysz! Dziekuję Ci bardzo za to, że... Że po prostu jesteś! ♥

      Usuń
  7. Witam Cię serdecznie Chelle i na samym wstępie Przepraszam za opóźnienie. Wyjątkowo duże. Nie wiem czy będziesz chciała czytać moje głupie tłumaczenia, ale sama wiesz jak to jest w trzeciej klasie. Nie mam za dużo czasu na pisanie, komentowanie, a ostatnio w ogóle opuściła mnie chęć do robienia czegokolwiek. Zawdzięczam to szkole i własnemu lenistwu :/ No, to by było na tyle, jeżeli chodzi o moje paplanie.
    W sumie, za bardzo nie wiem od czego zacząć. Może najpierw powiem, że piszesz wspaniale i bardzo lubię Twoje opowiadania, przez lekki styl i bogactwo słów. Świetnie wykreowałaś postacie, zwłaszcza Angie i Stevena. Tak bardzo im kibicuję, bo byliby cudowną parą! Poza tym, już się w sobie zakochali więc liczę na nowy związek w tym opowiadanku już niebawem ;)
    Naturalnie, żal mi troszkę tego przystojnego Adama, który najwyraźniej czuje miętę do blondynki, ale cóż, takie jest życie. Raz na wozie, a raz pod wozem.
    Cyrinda mnie wkurwia. Też się dziwię Stevenowi, że wytrzymał z tą babą tyle czasu. Wtedy potraktowała Angie tak okropnie, no.
    Tak więc Chelle, pisz dalej to cudeńko a ja lecę na drugiego bloga ;D
    Buziaki ;***

    OdpowiedzUsuń

Szkielet Smoka Zaczarowane Szablony