poniedziałek, 10 listopada 2014

X. Rollercoaster czy może jazda konna?

Z samego rana obudziłam się w ramionach Stevena. Kątem oka spojrzałam na zegarek, była za pięć dziewiąta. Pocałowałam bruneta w policzek i pomału wyślizgnęłam się z jego objęć, tak żeby się czasami nie obudził. Zeszłam na dół do kuchni, by zrobić śniadanie. Chciałam chociaż w ten sposób odwdzięczyć się mu za troskę jaką mnie darzył. Z szafek wyciągałam mąkę, mleko, miski, łyżki i inne rzeczy potrzebne do przygotowania naleśników. Kilka minut, a wszystko było już gotowe. Jeszcze tylko musiałam znaleźć jakąś tackę i sos klonowy. Kiedy przeszukałam szafki i dostałam to czego chciałam, mogłam iść na górę. Otworzyłam drzwi i ujrzałam zaspanego Stevena, przecierającego leniwie oczy.
- Dzień dobry. - Przysiadłam obok niego, odstawiając śniadanie na bok.
- O witam. - Zaśmiał się uroczo, mimo że chyba jeszcze nie do końca kontaktował. Pocałowałam go w policzek i weszłam pod cieplutką kołdrę. - Tak to ja mogę codziennie się budzić i witać z nowym dniem. Co my tutaj mamy? 
- Mam nadzieję, że lubisz naleśniki. - Położyłam mu tackę na nogi, po czym podparłam głowę na ręce. Przyjemnie było oglądać zaspanego Steviego, po prostu sama słodycz. 
- Uwielbiam, dziękuję. - Uśmiechnął się i zabrał za jedzenie. - Zjedz ze mną. - Podał mi talerzyk, chyba nie kontrolując drugiej ręki, którą wymachiwał mając na widelcu kawałek naleśnika. Jeszcze moment, a pościel nabrałaby ciekawych plamek po śniadaniu. Jedliśmy powoli, a ja spoglądałam co chwila na zadowolonego bruneta. Widok, bezcenny. Chyba jemu też zbrzydły szpitalne posiłki, które ze mną jadał podczas pobytu w szpitalu.
- Mm zapomniałabym! - Przeżułam resztki pancakesów i mogłam kontynuować. - Muszę dzisiaj lecieć do redakcji, dostarczyć artykuł i zdjęcia. - Zerwałam się na równe nogi i pobiegłam do garderoby, w której na ziemi leżało kilka moich rzeczy. Chwyciłam za kwiecistą sukienkę i czarne botki, do których dobrałam ramoneskę w tym samym kolorze. Biegając w tę i nazad, ubierałam na siebie poszczególne części garderoby, za każdym razem spotykając się z rozbawionym spojrzeniem pana Tylera. O mały włos, a wydłubałabym sobie oko, malując rzęsy. Chyba byłam spóźniona.
- Podwieźć cię? - Zmierzył mnie cwaniackim wzrokiem, opierając się o futrynę drzwi od łazienki.
- Nie, dzięki. Wczoraj już zamówiłam taksówkę. Dobra, to ja już uciekam. Do zobaczenia później. - Cmoknęłam go przelotnie w policzek i zbiegłam na dół kierując się do drzwi wyjściowych.
- Jak wrócisz, to gdzieś cię porwę! - Usłyszałam na do widzenia i z uśmiechem na ustach wyszłam na zewnątrz. Podróż do budynku, w którym miałam okazję pracować minęła szybko i jak za mrugnięciem oka znalazłam się na miejscu. Ze zgromadzonym materiałem udałam się do Cameron, dziewczyny która montowała moje zdjęcia i artykuły. Podejrzanie znowu jej nie zastałam... Za to do gabinetu weszła szefowa, mierząc mnie zimnym wzrokiem, od którego niejedna osoba miałaby dreszcze. 
- Panno Blue, musimy poważnie porozmawiać. - Usiadła w fotelu naprzeciwko mnie i ruchem ręki nakazała mi spocząć na fotelu. Nie wyglądało to za dobrze. Przecież ta kobieta zawsze mnie lubiła, a tu nagle taki ton, taka oschłość. - Chodzi o pani życie prywatne, które niestety zakłóca pracę redakcji. Doszły mnie słuchy, że spotyka się pani z wokalistą Aerosmith. - Rzuciła mi przed nos czasopismo, na którego okładce widniałam ja i Steven, kiedy opuszczaliśmy szpital. Wytrzeszczyłam oczy, nie mogąc w to uwierzyć. Niby spodziewałam się tego, a jednak był to szok. Przecież nikogo nie widziałam opuszczając szpital, żadnego paparazzi, a tu takie rzeczy. - Niestety to już koniec naszej współpracy, proszę zabrać swoje rzeczy i opuścić firmę. - Rzuciła ozięble i wyszła zostawiając mnie samą. Nie wiedziałam jak zareagować. Moja ukochana praca, wymarzone zajęcie! Miałam to teraz tak po prostu rzucić, przez swoje nowe znajomości. Zakuło mnie to w serce, jednak jeszcze bardziej zabolał fakt, kiedy pod zdjęciem zobaczyłam podpis Cameron. Nie wierzyłam własnym oczom. Dziewczyna, taka miła, zawsze uśmiechnięta, życzliwa... Sprzedała mnie do obcych gazet, wszystko pokomplikowała. Czemu jestem taka naiwna i wierzę tylko w dobre intencje ludzi?



~*~


Leżeliśmy na łóżku, starając się opanować śmiech, spowodowany dość dziwną sytuacją z Joe w roli głównej. Przez przypadek pomyliły mu się chyba numery i nie dając mi dojść do głosu, mruczał do słuchawki jak jakiś pieprzony dziwkarz. Dopiero po chwili zorientował się, że nie rozmawia z Billie, a ze mną i odłożył słuchawkę. Razem z Angel wybuchnęliśmy głośnym śmiechem, rzucając się na miękki materac. 
- Steven, o boże. Pieprz mnie! - Krzyknęła, ciesząc się dalej. Co miałem zrobić? Jak jakiś pizduś pytać się, czy jest tego pewna? Chociaż przez chwilkę miałem w głowie taką refleksję, ale i tak od razu przeszedłem do sedna sprawy. Muszę przyznać, że zaskoczyła mnie jej nagła zmiana decyzji. Chociaż w sumie... Ta dziewczyna wszystko robi spontanicznie. Bez jakichkolwiek ceregieli podniosłem jej koszulkę do góry i przejechałem po brzuchu językiem, patrząc jak przy tym wygina ciało z sprężysty łuk. Uśmiechnąłem się do siebie, orientując się jak niewiele potrzeba, aby spowodować takie odruchy. W głowie miałem już plan. Dać jej coś, czego nie miały jej poprzedniczki. Steven Tyler wita panów kordialnie, a panie genitalnie i tego się trzymajmy. Angel była wyjątkowa, więc trzeba było zaserwować jej coś z najwyższej półki, tak aby zaczęła mówić w innych językach. Mogła przygotowywać się na prawdziwą przejażdżkę kolejką górską, bez zapinania pasów bezpieczeństwa. Jeśli chodzi o te klocki, to wiem jak się dobrze zabawić bez trzymanki.
- Złotko, pokarzę ci rzeczy, których nie znajdziesz nawet w kamasutrze. - Zaśmiałem się cwaniacko. Wracał dziki Steven Tyler, rządny pięknego ciała kobiety, oj tak!  A  Angel była jak objawienie. Całowałem jej usta, kiedy ona zatapiała swe smukłe palce w moich włosach. Bez jakiegokolwiek przerywania tych pieszczot, ściągałem z niej poszczególne części garderoby. Zbyt długo miałem post, zbyt długo. To tak jakby dziecku nagle zabrano słodycze. To nie miało prawa przejść, NIE MIAŁO!
- Nie za gorąco panu w tylu łaszkach? - Zaśmiała się i wyrwała mi się z rąk, po czym usiadła mi na udach. Odpięła koszulę, która poleciała gdzieś w kąt pokoju, tak samo ja i spodnie. Wstałem, a ona wskoczyła mi na biodra. Wszystko działo się szybko, przesuwaliśmy się po ścianie w końcu trafiając do łazienki. O tak, zdecydowanie moje ulubione miejsce po sypialni. Jacuzzi wyglądało nadzwyczaj kusząco, wystarczyło tylko włączyć bąbelki i voila, wszystko jest gotowe. Moja królowa usiadła mi na nogach, a palcami jeździła po plecach, jednocześnie błądząc językiem gdzieś po szyi. Mój kompan był już gotowy do jakiejś większej akcji, kiedy w po pomieszczeniu rozszedł się nieco jakby zdołowany głos dochodzący z... no właśnie skąd?!
- Już wróciłam. - Otworzyłem oczy i zorientowałem się, że wcale nie jestem w tej pieprzonej jacuzzi z dziewczyną mojego życia, a w fotelu z kotem na kolanach! Zastanawiałem się tylko, czy to musiał być tylko sen? 
- O to cudownie, zaraz porywam cię w pewne miejsce, które może ci się spodobać. - Wstałem z fotela i ruszyłem w jej kierunku. Właśnie ściągała buty, kiedy ujrzałem jej minę. - Coś się stało? 
- Nie nic, nic. - Starała się uśmiechnąć.
- Przecież widzę. - Złapałem jej podbródek, tak aby podniosła na mnie wzrok. Było niedobrze, może dowiedziała się o wynikach? 
- Właśnie straciłam pracę. - Pokiwała głową, śmiejąc się cicho, jakby nie dowierzając do końca w to co się wydarzyło. Szkoda mi się jej zrobiło, bo doskonale wiedziałem ile ta robota dla niej znaczyła. Kochała to robić, a tu nagle kazano jej to rzucić. Wszystko zaczęło się komplikować. Przypuszczalna choroba, brak pracy. To niesprawiedliwość! Tak dobra osoba nie powinna doświadczać takich złych rzeczy. 
- Straciłaś pracę, ale dlaczego?
- Koleżanka mnie wkopała, ale nieważne. - Uśmiechnęła się słabo. - Mówiłeś o jakiejś niespodziance.- Podniosła do góry jedną brew, a ja od razu złapałem ją za rękę i wyszliśmy. Za wszelką cenę chciałem pomóc jej zapomnieć o problemach, aby znowu mogła się szczerze cieszyć z każdej chwili życia. 


~*~

Jechaliśmy półtorej godziny, kiedy dotarliśmy do obrzeży miasta. Steven całą drogę starał się mnie rozweselić i nawet mu się to udawało, jednak mimo to, gdzieś w podświadomości bałam się tego co będzie dalej. Po raz pierwszy w życiu nie panowałam nad własną duszą, która powoli zaciemniała się zmartwieniami. Zbyt dużo działo się w moim ostatnim życiu, tyle się zmieniło. Z dnia na dzień poznałam Stevena Tylera, trafiłam do szpitala, zwolniono mnie z pracy. Kiedyś moje dni były prawie takie same, zlewały się z sobą, tworząc uroczą monotonię. Nie było mi z tym źle. Robiłam codziennie to co chciałam, nie martwiąc się o nic. Wszystko było takie... proste? Tak, to dobre słowo. 
- Jesteśmy. - Rzucił radośnie, łapiąc mnie za rękę. Mimowolnie moje kąciki ust podniosły się do góry. Nawet kiedy było mi źle, nie mogłam nie odwzajemnić sympatii bruneta. - Zaraz dowiesz się co i jak. - Wyszliśmy z auta i zorientowałam się, że jesteśmy w stadninie koni. Wszystkie złe zdarzenia nagle uleciały, a zastąpił je zachwyt. Na widok pięknych koni, o mało co, a nie skakałabym jak małe dziecko. Lśniące grzywy, dumne galopowanie, ciche rżenie. 
- Dzień dobry. - Podszedł do nas właściciel stadniny i przywitał się uprzejmie, ściskając nasze dłonie. - Zapraszam za mną, zaraz dobierzemy konie. Jeszcze pytanie, czy mieli państwo wcześniej jakiś kontakt z tymi zwierzętami? 
- Tak, ja jeździłem kilka razy, a Angel jest w tym bardzo dobrze obcykana. - Puścił mi oczko.
- O to świetnie. W takim razie za mną. - Ruszyliśmy za staruszkiem, oglądając w międzyczasie te dostojne zwierzęta. Kiedy na nie spoglądałam, miałam wrażenie takiej wolności. Już trochę mi tego brakowało. Znowu chciałam poczuć wiatr we włosach, a w rękach skórzane lejce. 
Po kilku minutach już byłam na piękności zwanej Claries. Śliczna czarna, dosyć młoda klacz o spokojnym uosobieniu. Pasowała idealnie. Kiedy słońce schodziło po niebie, chyląc się ku zachodowi, my pędziliśmy przed siebie, śmiejąc się jak dzieci. Od razu przypomniało mi się dzieciństwo, kiedy to jazda konna była moją pasją i regularnie oddawałam się tej przyjemności. To była jedna z tych chwil, która chciałabym aby trwała wiecznie. Takie życie byłoby naprawdę cudowne. Budzić się rano, nakarmić konie, później słuchać muzyki, grać, robić zdjęcia, jeździć, a wieczorem upijać się winem i rozmawiać do samego ranka. Oddać się sztuce i naturze. Tylko czy to nie byłoby za proste? Czasami mamy zapotrzebowanie na większą adrenalinę, trochę cierpienia, bólu, smutki, a następnie falę radości i euforii. 
- Nad czym myślisz? - Steven w jednej chwili znalazł się bliżej mnie.
- Tak sobie... - Wzruszyłam ramionami, skupiając wzrok w jednym punkcie. - Nad marzeniami. Czy nie pięknie byłoby zamieszkać sobie tak na takim odludziu, mając przy sobie jedynie muzykę i zwierzęta? 
- No coś w tym jest. - Zamyślił się na chwilę. - Ale zobacz, ile byś tak pociągnęła? To piękne, ale jak wszytko potrafi się znudzić. Wpadłabyś w rutynę. Przynajmniej tak mi się zdaje. Trzeba po równo dzielić uroki życia. Ryzykować, szaleć, aby później spokojnie wracać do normalności. Równowaga jest potrzebna każdemu z nas...


~*~ 
W dziwnej melancholii wróciliśmy do domu, jednak zadowoleni ze spędzonego razem dnia. Każda chwila spędzona razem wnosiła do tego uczucia coś więcej, coraz bardziej poznawaliśmy własne wnętrza. Dostrzegałem pewien sens, w tym co się stało. Może to i dziwne, ale potrzebowałem długiej przerwy, samotności, aby teraz cieszyć się z takiej osoby jak Angel. 
Kiedy poszła się kąpać, ja zaszyłem się w poddaszu. Lubiłem tam chodzić, aby pomyśleć, coś poukładać sobie w głowie, a czasami stworzyć coś twórczego. Intensywnie myślałem, starając się uporządkować ten bałagan w głowie. Nie miałem pojęcia na czym stoję, jednak serce mówiło mi że może być dobrze. Ten rozwód z Cyrindą, zamieszanie z Angie. Cholernie dużo się działo. 
Przysiadłem na podłodze z notesem i długopisem w dłoni, spoglądając w okno. W głowie sam ułożył mi się pewien teks, jednak nie wiedziałem do końca jak go kontynuować. 


"Don't know what I'm gonna do
About this feeling inside
Yes, it's true
Loneliness took me for a ride"


Jeszcze raz zerknąłem na papier tekstem, jednak nic nie przychodziło mi do głowy. Rzuciłem świstek w kąt i oglądałem budzące się do nocnego życia Los Angeles. 
- Steven... - Doszedł do mnie zmartwiony głos Angel. Nie za bardzo wiedziałem o co chodzi, bo przecież dopiero co była taka szczęśliwa. Zbiegłem na dół i jak burza wpadałem do pokojów. Jednak wielka willa, to niezbyt dobry pomysł, kiedy masz kogoś natychmiastowo znaleźć, eh.
- Co się stało? - Wszedłem do salonu i usiadłem obok nie na kanapie. Spojrzała na mnie ze łzami w oczach, podając mi kopertę. Był na niej adres szpitala, w którym leżała. - Czemu płaczesz, przecież jeszcze nawet nie otworzyłaś? - Otarłem spływającą po jej policzku łzę i uśmiechnąłem się lekko, mając nadzieję, że i ona to zrobi, jak to miała w zwyczaju. 
- Boję się. - Wyszeptała, wtulając się we mnie mocniej. 
- Hej, mała... Już dobrze, przecież nic się nie stało jeszcze. Jesteś ze mną. - Pogładziłem dłonią miękkie blond włosy. - Otwieramy? - Pokiwała twierdząco głową, a ja rozciąłem kopertę. Szybko czytaliśmy kolejne to zdania, aby dowiedzieć się najważniejszego. - Jesteś zdrowa! - Krzyknąłem, kończąc wiadomość. Ciężko było mi scharakteryzować radość, jaka ogarnęła moje wnętrze. Jakby z serca spadł taki niewidoczny kamień, o którego istnieniu jednak gdzieś tam wiedziałeś. - Mówiłem ci, mówiłem! - Poderwałem ją do góry, a ona oplotła nogi wokół moich bioder. Cieszyliśmy się jak nienormalni. - Dzisiaj to świętujemy! Dzwonię do Perrego i reszty!


___________________________
Przybywam z nowym i informuję, że uciekam na jakiś czas. Mam konkursy, na których mi zależy, dodatkowe zajęcia i tak dalej i tak dalej. Pozostaje mi jedynie nadzieja, że nie zapomnicie o mnie. 

Wasza Chelle

16 komentarzy:

  1. Pierdolę, nienawidzę Cię. Jest mi po prostu źle po przeczytaniu tego rozdziału. Szukam teraz w głowie wystarczająco dyplomatycznego sposobu na przekazanie Ci, że wcale mi się nie podobało. Nie wiem, jakich argumentów powinnam użyć, skoro ja...
    Nie stać mnie...
    Zaczęło się niewinnie, zaczęło się normalnie. Jak zawsze, ona z nim, dyskretnie umyka, jedzą razem śniadanie, jedzą naleśniki, a mi chce się wymiotować, ponieważ sama dopiero co jadłam, a teraz bym chciała jeść tak z Tylerem albo - nie daj Boże - tym drugim... Angel idzie do pracy, której nie ma, bo kolejna życiowa pizda ją sprzedała, no naturalnie. Co w tym dziwnego, kto poczuł się zaskoczony takim obrotem sprawy? Spójrzmy prawdzie w oczy, nikt nie powinien być zaszokowany. Ludzie nigdy nie potrafili się tak cieszyć cudzym szczęściem i nie ma się co zwodzić. Ja sama nieszczególnie potrafię, choć od człowieka też wiele zależy. Blondynka nie ma się jednak czym przejmować, nie ona straciła pracę, a pracą ją i szach mat.
    Dwa, ileż ja na to czekałam! Już mną nosiło, a nic się nie działo. Chciałam ich bardziej niż bardzo, nie ma co. Ale z drugiej strony... Och... Widziałam to wszystko, wszystko widziałam. Zostało opisane w sposób cudny i w dodatku realny, można to tak nazwać. Jestem zaspokojona, tak to nazwijmy...
    Koniki. Chyba Cię uduszę. Ty wiesz, co mi zrobiłaś? Ty doskonale wiesz, co ja pomyślałam zaraz po przeczytaniu tego rozdziału. I sądzę, że zrobiłaś to wszystko specjalnie! Oczywiście, że ja chciałabym o tym konkretnie przeczytać, jak ktoś umie pisać, niech mi to opisuje, chętnie.
    Lecę jak burza przez ten komentarz, prawdopodobnie jest najbardziej spontanicznym, jaki u Ciebie zostawiam i może najbardziej spontanicznym, jaki zostawiłam kiedykolwiek u kogoś. Nie chciałam, by tak wyszło, ale mam potężną gulę, a to, co wyczytałam powyżej tylko dolało oliwy do ognia, Chelle. Po prostu mnie rozpierdzielił fragment ,,Angel'' w tekście. On mi wszytko zniszczył, może gdybym zwróciła uwagę na niego dopiero przy czytaniu, wyszłoby jakoś inaczej. Ale tak nie zrobiłam, zawsze zanim zacznę czytać, to przebiegam z góry na dół. A te cztery wersy, niestety, zawsze rzucą mi się w oczy.
    ,,Angel'' jest najgorszym utworem, jaki w życiu usłyszałam i nienawidzę do z całego serca. Pamiętam dzień, w którym zabolał mnie po raz pierwszy, po tak długiej przerwie. On tchnął we mnie to życie, którym ja żyję teraz. Ja po prostu nie jestem tak w stanie, ja... Ja wiem, że połowa mi może napisać ''o Boże, deMars, czuję dokładnie to samo''. Nie, kurwa, nie czują tego samego. Nikt nie czuje. Nikt tego tak nie odbiera. Nie można się czuć tak jak ktoś inny, każdy ma inną uczuciowość. Do szału mnie doprowadza, kiedy ktoś mi wpycha takie blefy. Nikt nie wie, czym konkretnym jest dla mnie ,,Angel''. I najsmutniejsze jest to, że nikt się nigdy nie dowie. Tak czasem myślę tylko, że...
    I nienawidzę Angel Blue. Od samego początku ta dziewczyna ma w sobie coś, co mnie nastawia do niej tak negatywnie, że strach. Przepraszam, że Ci o tym mówię, ale muszę. Nie wiem, na czym polega mój problem. Najbardziej mnie boli to, że ona mnie sobie omotała, że ja jej nienawidzę, ale z drugiej strony...uwielbiam. Tylko nie umiem się przyznać. Denerwuje mnie jej imię, już w prologu mnie rozsadziło. Angel, bo Aerosmith? Angie, bo Stonesi? To był cios poniżej pasa i do końca będę mieć o to żal do Ciebie. Jest mi z tym po prostu źle. I to jest głupie. Bo to jest tylko Twoja wizja, która nikomu nie powinna robić krzywdy. Nie robi.
    Tylko ja ją czuję tak, jak nie chciałabym tego robić.
    Cieszę się, że ona jest zdrowa. Przewidywałam to. Że to będzie tylko dla napięcia. Tak wygląda właśnie ta moja nienawiść.
    Nikt pewnie nie wyobrażał sobie tak tego komentarza. Ale musiałam tak napisać. Życzę Ci szczęścia i powodzenia, czekam na Ciebie - pozdrawiam, Kochana.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja chyba pragnę tylko podziękować. Tyle szczerości, dziękuję! :)

      Usuń
  2. Ależ jestem ogarnięta. Skomentowałam dziewiąty rozdział nie zauważając tego ;__; No nic...
    Kamień z serca. Angel jest zdrowa, jejku! Co prawda straciła pracę przez ludzką wredotę, no ale w tym momencie myślę tylko o tym, że jest zdrowa.
    A Steven jest cudowny, taki troskliwy, romantyczny, kochany i wszystkie podobne określenia XDD Ale naprawdę tak jest. A moment, kiedy przyśniła mu się ta akcja z Angie, a potem się obudził z kotem na kolanach, hahahahah, to było genialne XDDDD
    Jak już mówiłam, jest cudownie i byle tylko oni byli razem!!!
    Powodzenia na konkursach, trzymaj się ;*
    Buziaki ;***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam na nowe It's So Easy!
      http://gunsnrosesdreams.blogspot.com/2014/11/its-so-easy-rozdzia-5-rozowa-dama.html

      Usuń
    2. Dziękuję kochana, za każde Twe słowo ;**

      Usuń
  3. Jak można się domyslić wkurwiła mnie ta szefowa
    co ona się wtrąca do życia prywatnego Angel?!
    Zazdrości?
    Takich ludzi powinny zjeść zombie
    i mam nadzieję, że tak będzie ;)
    Ahhhh Steven i te jego sny
    a ja juz myślałam, że o tak serio, wiesz
    no ale cóż
    zawiodłaś mnie :(
    XD
    A, i jeszcze ta cała Cameron
    no, chora psychicznie
    no, ale cóż
    ludzie wchodzą do naszego życia i odchodzą
    nie warto im ufać
    Ale Stevenowi można zaufać jak najbardziej! :D
    Pozdrawiam x666
    i życzę duuuużo weeny :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, dziękuję droga Illusion, jesteś boska. Twoje komentarze są urocze :3

      Usuń
  4. Chelle, w tym rozdziale stało się tak wiele, że nie mam zielonego pojęcia od czego mam zacząć. Jak zwykle wywróciłaś mi dzień do góry nogami, jak zwykle mam ochoty bić Ci pokłony, kocham Cię.
    Może zacznę tak... O: Usiadłam przed komputerem z zamiarem nadrobieniem zaległości czytelniczych, bo wiadomo, dzisiaj wolne, trochę nuda... I akurat, skończyła mi się płyta Deep Purple w odtwarzaczu, to są myślę - no, muszę coś innego włożyć. I jak zwykle miałam dylemat, czego ja mam w ogóle słuchać, ale w końcu stanęło na Toys In The Attic, albumie nie dość, że cudownym, to jeszcze bardzo klimatycznym, który razem z płytą Aerosmith ma niepowtarzalne brzmienie, najlepsze. I siadam przed tym komputerem, i patrzę... Chelle, cholera, dodała nowy rozdział! I tak idealnie mi się ta muzyka wkomponowała, naprawdę, jestem wyjątkowo... Poruszona. Ogromna Twoja zasługa w tym wszystkim, kochana, jesteś cudotwórczynią, moim wzorem na wieki :')
    A teraz do rozdziału, wreszcie, ha!
    No cóż, ja kocham, naprawdę kocham te słodkie sceny z Angel i Stevenem. I jak razem jedli naleśniki w łóżku... *o* Tak. Właśnie, ja też tak chcę! Umiem robić naleśniki, nadaję się. Tyler, zamieszkaj ze mną xD
    Kurde, a potem taki... kubeł zimnej wody na te wszystkie słodkości. Biedna, biedna Angel! Ja sobie wyobrażam, co musiała czuć... Nie dość, że straciła pracę, która wiele dla niej znaczyła, to jeszcze wszystko się stało przez na pozór zaufaną koleżankę z pracy. Chyba znaleźć dobrą robotę w branży, która Cię interesuje jest naprawdę trudno, i jej utrata musi być bardzo niemiłym ciosem. Eh! I ta Cameron... No cóż. Faktycznie, Angie jest dosyć ufna, nie zaprzeczę. Ale ma nauczkę, na przyszłość.
    Haha, ja myślałam, że oni tak na serio, na początku! Jednak chwilę potem pomyślałam: Zaraz, niemożliwe, żeby Ang była taka radosna po utraty pracy... I taka chętna do działania!
    No i faktycznie, to tylko sen Tylerka... Dość... hm, szczegółowy, i bogaty w naprawdę ciekawe opisy, haha! Kolejka górska ze Steven'em Tyler'em, tego jeszcze nie było!
    Tylko, że to sen. No cóż... Widać przynajmniej na co facet ma nadzieję, no.
    Jejku, z tymi końmi... Jak cudownie. No właśnie, te zwierzęta mają coś takiego, że jak się na nie patrzy, to się kojarzą z wolnością, beztroską, wiatrem we włosach... Cudo! Ah, Steven to ma dobre pomysły. Jej, no i właśnie tak jak sobie wymarzyła Angie - byłoby bosko. Muzyka, natura, dom na odludziu, idealnie. Też bym tak chciała, i to jak... Ale Tyler miał też swoją rację, i trzeba mu przyznać, że no, prawda gada. Rutyna jest okropna, nienawidzę jej, ale można w nią popaść nawet, jak robi się coś, co się kocha.
    I ostatnia scena. Wielkie: UF! Ja się nie dziwię, że Angel nie chciała tego otworzyć, ja bym chyba ześwirowała. Dobrze, że ma kochanego Steven'a. Dobrze, że on jest, no ♥ I jest! Na szczęście, na całe szczęście, wszystko jest okej.
    I teraz? Co dalej? Ja jestem ciekawa, ogromnie, Chelle! Kocham Cię, za to co piszesz, jesteś niesamowita.
    Weny! <3

    Hugs, Rocky.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I to jest ten czas, w którym ryczę do monitora. Boziu, uświadomiłam sobie ile pięknych słów wystukujesz na klawiaturce, żeby mi było tak miło. Dziękuję Ci z całego serducha, jak tylko mogę. Jesteś takim wsparciem. Mamuśko Janis, brak mi słów.

      Usuń
  5. Cześć, Chelle.
    Znów do Ciebie przybywam z czymś tak marnym, że szkoda gadać. Ostatnio w ogóle nie mam ochoty na pisanie komentarzy, no, może wczoraj coś tam wyszło, ale dzisiaj to już kompletna porażka. Lecz nie będę Ci tu gadać o mnie, tylko przejdę do rozdziału!
    Zacznę od czegoś, co mnie trochę zraziło. Nie, żebym była jakaś, kurwa, przesadnie wierząca, codziennie chodziła do kościoła (bo tak naprawdę to w ogóle tam nie chodzę), ale w oczy rzucił mi się błąd, jakim było napisanie 'o boże' - właśnie, 'Boże' było z małej. Nie ważne, z resztą, to przez pewną osobę, która mnie na to wyczuliła. XD
    A teraz już przejdę do Stevena i Angel. - pięknie. No, bo co ja mam więcej powiedzieć? Nic. Przecież się, kurwa, kochają, ale nie. Oczywiście nie mogą sobie tego powiedzieć. Nie, bo to by było za łatwe, a przecież życie trzeba sobie komplikować, prawda? No jasne, że niektórzy uwielbiają je sobie komplikować. Ale chciałam tu powiedzieć o tym, że cieszę się z tego, że Angel jest zdrowa. Już myślałam, ze wyniknie z tego jakiś dramat, a tu niespodzianka i wszystko jest takie słodkie, jak było. Teraz mam nadzieję, że coś ich zbliży, na przykład ta piękna piosenka, która wywołuje u mnie pewne uczucia, których nazwać nie potrafię. Jest po prostu wyjątkowa.
    Przybyłam, byłam i kończę. Szybko do Nas wracaj!
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faith, kocham Cię. Nie wiem, czy o tym wiesz, ale ja wiem, że Cię uwielbiam. Jesteś po prostu cudowna! Nie dość, że sama bosko piszesz, to jeszcze czytasz moje wypociny i komentujesz :) Twarda sztuka, ha!
      Buziaki :*

      Usuń
  6. Witaj, Chelle! Wiesz, że ja dopiero, kiedy skomentowałaś prolog u mnie, zorientowałam się, że nie skomentowałam jeszcze u Ciebie chyba żadnego rozdziału, chociaż wszystko od początku, na bieżąco czytam? Bardzo Cię za to przepraszam. Obiecuję, że teraz będę zostawiać po sobie komentarze. Tak na początek, to powiem Ci, że wygląd jest przepiękny! A teraz już przejdę do rozdziału, bo znając mnie, to zaraz zacznę pisać jakieś głupoty, albo jeszcze gorzej, włączę kreskówki i wyjdą jeszcze większe głupoty, niż jak się rozpiszę. Ostatnio u Faith przez te upośledzone kreskówki, napisałam upośledzony komentarz. XD Ale teraz jednak ich nie włączę, bo piszę komentarz z komputera, więc trochę ciężko byłoby się z nim przenieść piętro niżej.
    Teraz rozdział, który właśnie skończyłam czytać. Tak coraz bardziej przybliżam się do monitora, czytam z zapartym tchem, jestem, mniej więcej, w tym: "O tak, zdecydowanie moje ulubione miejsce po sypialni." fragmencie, wciągnęłam się, czekam, co dalej, myślę "no dalej, dalej", taki cudowny nastrój, ja już czekam tylko na jedno, aż tu nagle dźwięk informujący o jakieś promocji... zostałam wyrwana z tego cudownego stanu. Ale w porządku, czytam dalej, pewnie zaraz znów się w to wdrążę, a tu: "bum!" i Steven się budzi, a ja... A ja zaczęłam się śmiać, jak głupia (ale w końcu jestem blondynką, właściwie to ciemną blondynką, co w sumie nie brzmi zbyt korzystnie). Wiesz co? Ten komentarz zaczęłam pisać kilka dni temu i tak leży on i leży w kopiach roboczych na moim blogu.
    Jeśli chodzi o Angel, to jest ona postacią... Taką... Trochę powiedziałabym nawet nietypową. Nietypową, ale wspaniałą. Taka (zazwyczaj) radosna, uśmiechnięta. Nie mogłabym jej nie polubić. Ale musi być w końcu fajna, skoro Tyler się w niej zakochał... XD
    Steven jest, jak zawsze i wszędzie, wspaniały i genialny. :D I oni muszą być razem, nie widzę innej możliwości!
    Niestety muszę już kończyć. Konkursy... Boże, ja cały czas zgłaszam się na wszystkie, a potem narzekam, że mam za dużo do zrobienia. XD Życzę weny i powodzenia! ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A i zapraszam na pierwszy rozdział! :)
      http://love-is-a-dangerous-thing.blogspot.com/2014/11/rozdzia-1-jak-kolejna-bluzka-w-szafie.html

      Usuń
    2. Angie, jak cudownie, że zajrzałaś do mnie i skomentowałaś! Bardzo podniosło mnie to na duchu. :) Każdy komentarz się liczy, a zwłasza taki od fanki panów z Erłosmif :D

      Usuń
  7. Zapraszam na nowy rozdział. http://gunsnroses-just-a-little-patience.blogspot.com/2014/11/czesc-13-ruda-wstazka.html

    OdpowiedzUsuń
  8. Witam, dzień dobry, dobry wieczór...
    Przybywam do Ciebie z ocenialni blogów True Colors. Chciałabym Cię serdecznie zaprosić w moje (bardzo) skromne progi. Jeśli chcesz, aby Twój blog został oceniony; aby błędy zostały ukazane, to nasze drzwi są szeroko otwarte!

    Jeśli jednak chcesz dołączyć do naszej Załogi (która swoją drogą liczna nie jest...), również zapraszam!

    true-colors-oceny.blogspot.com

    Ps - przepraszam za spam.

    OdpowiedzUsuń

Szkielet Smoka Zaczarowane Szablony