niedziela, 5 października 2014

VII. Celibat, kosmici i ulubione czasopismo Joe.

Minął tydzień. Pieprzony tydzień, który przesiedziałem w ośrodku, starając się rzucić wszelkie gówna, jakie pakowałem w siebie przez tyle lat. Kiedy rano wstawałem i spoglądałem w lustro, wydawało mi się, że jestem facetem po sześćdziesiątce z wypisaną na czole rychłą śmiercią. Blada twarz, wory pod oczami, zarost, którego nie miałem siły okiełznać, przekrwione gały, oklapnięte włosy. Patrzenie na siebie było torturą. A do tego wszystkiego dochodziła jedna myśl: "Sam się w to wpakowałeś". Ze mną jednak nie było tak źle, kiedy spojrzeć okiem na Perry'ego. Ten wyglądał jak chodzący zombie, żyjący trup i cholera wie co jeszcze. Oboje przeżywaliśmy piekło, w które kilkanaście lat temu wleźliśmy. Każdego poranka widziałem jak Joe wymiotuje, wije się na łóżku, trzęsą mu się dłonie. Ze mną było prawie to samo, no może trochę lepiej, łagodniej.  Do tej pory nie zdawałem sobie sprawy, że nałóg zaszedł aż tak daleko. Musieliśmy sobie z tym poradzić. Bliźniak dla Billie, a ja... a ja dla dzieci i Angel. Nie chciałem, aby widywała mnie naćpanego. Teraz również nie chciałem się z nią spotykać, ze względu na wygląd i stan w jakim się znajdowałem. Musiałem pocieszać się rozmowami telefonicznymi, które czasami trwały po kilka godzin. Zadziwiające było jak potrafiłem z nią konwersować, nie myśląc tylko o jednym. Byłem normalny... Chociaż nie, normalnie to jestem chujem, byłem inną, lepszą częścią siebie, która na kilka lat gdzieś uciekła i dopiero teraz powoli, malutkimi krokami powracała. Tak mi się przynajmniej zdawało. Ta dziewczyna nieświadomie mnie zmieniała, a ja sam nie wiedziałem czemu tak się dzieje. Kiedy cofnąć się na kilka lat... ba! Na kilka miesięcy wstecz, byłem bezwstydnym dupkiem. Zdradzałem żonę, rujnowałem nasz związek, pieprzyłem każdą napotkaną fankę, którą po zaspokojeniu własnych potrzeb wywalałem z garderoby, nie miałem czasu dla dzieci, niszczyłem wszystko i wszystkich.  Kiedy o tym myślałem, każda minuta zbliżała mnie do jeszcze większego zmieszania własnej osoby z gównem. Zapominałem dopiero wtedy, kiedy rozmawiałem z Angie. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki przenosiłem się do lepszego świata, pełnego ciepłych promieni słońca. Tak działała na mnie śliczna blondynka. Owinęła mnie wokół małego palca. Wystarczyło, aby zaśmiała się do słuchawki, a mi już było lepiej. Nie musiała tak naprawdę nic robić, aby mnie zadowolić. Potrzebowałem jej towarzystwa, no w tym przypadku głosu. Ciągle dziwił mnie jeden fakt, co sprawiało, że do tej pory jej nie wykorzystałem. Przecież za pierwszym spotkaniem w sklepie miałem takie myśli. Aż głupio się przyznawać, co chodziło mi po głowie. Zastanawiałem się jakie ma cycki, jaką nosi bieliznę... Boże. Po drodze do domu oczywiście też oglądałem się za morzem lasek, wiedząc, że każda na jedno skinienie jest moja. Traktowałem ludzi jak materialne zabawki, którymi można się zabawić i kiedy się znudzą, zostawić. Musiałem coś z tym zrobić, zmienić nastawienie. Nabrać jakiegoś szacunku do świata. Teraz tylko pozostawało szukać na to recepty. Czułem, że będzie ciężko, bo charakteru, nawyków nie da się zmienić z dnia na dzień, ale może warto jest spróbować.
- Steven, my umieramy? - Usłyszałem z drugiego końca pokoju.
- Chyba nie, chociaż... Kurwa nie wiem. - Złapałem kosmyk włosów i zacząłem się nim bawić, nie mając innego zajęcia. Ośrodek był jak luksusowe więzienie, w którym mogłeś rzeczywiście umrzeć, ale z nudów. Codziennie tylko posiłki, jakieś idiotyczne rozmowy z masą ludzi, spanie. I tak non-stop.
- Ej, zobacz co znalazłem. - Przywlókł się do mnie na łóżko i na poduszkę rzucił nowiutkiego Playboy'a. Nie znałem modelki, która świeciła na nim cyckami, ale wyglądała całkiem dobrze. Znowu wróciły mi do głowy pewne myśli. - Tak w ogóle, to kiedy ty ostatnio zmacałeś jakąś laskę?
- Joe, ty to jednak zawsze miałeś w sobie ten takt. - Westchnąłem sarkastycznie, przewracając się na plecy. Wgapiając się w śnieżnobiały sufit zastanawiałem się nad odpowiedzią. - Chyba... chyba z trzy tygodnie. - Wytrzeszczyłem oczy, dziwiąc się samego siebie. Tyle wytrzymałem?! Coś jest nie tak.
- No to nieźle ci powiem. Chyba wypadasz z gry kolego. - Zaśmiał się cicho, jednak po chwili skrzywił się i masował skronie opuszkami palców. - To pewnie Angel, co? Nie obraź się, ale jakbym jej nie znał, to już dawno stwierdziłbym, że przeleciałeś ją parę razy. Wiesz, hipiska, to od razu kojarzy się z panną o lekkich obyczajach. - Miałem ochotę walnąć go za to po pysku, jednak nie zrobiłem tego z prostej przyczyny: brak jakichkolwiek sił.
-Zamknij się Perry, po pieprzysz głupoty. - Przejechałem dłonią po twarzy, nie zwracając na bliźniaka już większej uwagi.
- Pieprzyłbym najlepiej jakąś laskę, ale chyba to nie możliwe. - Mruknął. - Kurwa, mamy tu jakiś jebany celibat, czy co do cholery?! Niedługo nas w habity wcisną i do klasztorów powysyłają, abyśmy za organistów robili. Ja chcę do Billie. - Słuchałem tego bełkotu, krzywiąc się po każdym słowie. On będąc czysty chyba gadał gorsze głupoty, niż wtedy, kiedy był na odlocie. Jak nie zgłupiejemy do końca odwyku, to będzie cud...

~*~

Siedziałam w sklepie Emily, starając się napisać jakiś ciekawy artykuł, jednak w głowie miałam pustkę, co było dosyć niekomfortowe w mojej sytuacji. Materiał musiał być dostarczony do piętnastej, a zegar już pokazywał dwunastą. Intensywnie myślałam, jednak ktoś za wszelką cenę starał się mi to utrudniać. Marley co chwila się uśmiechał, brzdąkając na gitarze mieszankę wszystkich utworów, które właśnie wpadały jej do głowy.
-Nie wiem do cholery o czym napisać. - Burknęłam, wpatrując się w czystą jeszcze kartkę, przygryzając długopis.
- To aż dziwne, bo ty zawsze masz w głowie jakieś pomysły, ciekawe tematy. - Spojrzałam na nią, kiedy właśnie pękła struna. Mimowolnie zaczęłam się śmiać, widząc jej wystraszoną minę. Jakby nie wiedziała co się stało, biedna, bezbronna Emily.
- Już wiem, Marley kocham cię! Jesteś mistrzem, moją muzą! - Wycałowałam ją i uciekłam na zaplecze. Za sobą słyszałam tylko znudzone "Tak, jestem cudna, boska i te sprawy. Wiem." Ponownie się zaśmiałam i zamknęłam drzwi. W głowie miałam już zarys felietonu, który miał mieć prosty przekaz, a mianowicie "Korzystaj z życia, póki możesz, bo życie jest cholernie kruche". Tak, to było bardzo w moim stylu, dlatego praca poszła całkiem szybko. Kiedy spojrzałam na zegarek, wskazywał czternastą, więc akurat. Jeszcze tylko przeczytałam tekst i naniosłam kilka niewielkich poprawek. Mogłam ruszać do redakcji. Byłam zadowolona z tego co napisałam, ukryte hasło zamieszczone w felietonie było chyba jednym z moich ulubionych, jakimi starałam się kierować w życiu.
- Już idziesz? - Usłyszałam za sobą zdziwiony głos Emily, o której prawie z tego wszystkiego zapomniałam. - Tak, już uciekam. Jutro zadzwonię. - Cmoknęłam ją w policzek i pospiesznym krokiem opuściłam sklep. Dumnie krocząc po zalanych słonecznym żarem ulicach, kierowałam się w stronę jednego z pobliskich wieżowców, podgwizdując co chwila melodie ukochanych piosenek.  W wyśmienitym humorze dotarłam na odpowiednie piętro budynku, w którym zajmowano się prasą. Wzrokiem szukałam dziewczyny, zajmującej się montowaniem mojej skromnej rubryczki. Niestety nigdzie jej nie znalazłam, więc zmuszona byłam odłożyć kartkę na jej idealnie wysprzątane biurko. Już miałam wychodzić, kiedy w oczy rzucił mi się artykuł o Aerosmith, a bardziej o toksycznych bliźniakach. Wyciągnęłam gazetę z plastikowego pojemnika i wychodząc zaczęłam czytać. Pisano o kryzysie w związku Stevena, uzależnieniu jego i Joe od różnych środków psychoaktywnych oraz o odwyku. Kiedy przeglądałam artykuł, jakoś nie miałam wypieków na twarzy, zwykły szmatławiec, w którym było więcej bajek, niż prawdy. Odłożyłam go na miejsce i postanowiłam wrócić do domu, skąd mogłabym zadzwonić do Stevena. Już kilka minut pod dotarciu do mieszkania dorwałam się do słuchawki i czekałam na głos bruneta. Odebrał za piątym sygnałem i powitał mnie swym zachrypniętym "halo?".
- Cześć Steve. - Powiedziałam cicho, lekko przygryzając przy tym wargi. Odkąd go nie widziałam, zaczęłam zachowywać się jak nastolatka bujająca myślami gdzieś daleko w chmurach. Ciężko było się przed samą sobą przyznać, ale cholernie za nim tęskniłam. Niby znaliśmy się niedługi okres czasu, a ja już nie pamiętałam jak wyglądał mój świat bez Stevena. Był jednym z moich najlepszych przyjaciół tuż obok Marley'a i Adama. Kiedy nie mogłam go zobaczyć przez trzy tygodnie, po prostu czułam się jakaś taka pusta w środku. Czegoś podświadomie mi brakowało i wiedziałam co to było, a raczej kto.
-Hej maleńka. - Odpowiedział mi radosny głos, z czego wywnioskowałam, że pan Tyler ma dla mnie jakieś dobre wieści. - Mam dla ciebie całkiem, tak mi się przynajmniej zdaje, atrakcyjną propozycję. - Nie myliłam się. - Dzisiaj dostałem przepustkę dla jednej osoby i tak sobie pomyślałem, że może chciałabyś mnie odwiedzić w tym pięciogwiazdkowym, ekskluzywnym hotelu. - Ostatnie słowa wypowiedział z wyraźnym sarkazmem.
- Ee, no jasne. W sumie to i tak już siedzę w domu. Tylko się ubiorę i jadę.
-A jesteś rozebrana? - Ekscytacja w jego głosie była powalająca. Cicho parsknęłam śmiechem. - Wybacz, chyba za długo siedzę z Perrym. No nic, wpadaj szybko. - Odłożyłam słuchawkę, ówcześnie rzucając radosne "pa". 

~*~
Minęło sporo czasu, odkąd widziałem się ostatnio z Angel. Miałem wrażenie, jakby minęło kilkanaście miesięcy, dłużących się w nieskończoność. Cholernie cieszyłem się ze spotkania z nią. Sam siebie nie poznawałem, zależało mi na kobiecie, jak jeszcze nigdy. Wydawała się być idealna. Inna, z własnym spojrzeniem na świat, wrażliwa, szalona a zarazem rozsądna. Nie mogłem się doczekać, kiedy przekroczy bramy ośrodka. Czekałem na zewnątrz oparty o ścianę, wypatrując szczupłej sylwetki i długich blond włosów oraz tego charakterystycznego uśmiechu, goszczącego na jej twarzy prawie zawsze. Kiedy tylko pokazała się na horyzoncie, energicznie ruszyłem w jej kierunku, starając się nie biec. Ciężko jest opisać uczucie, jakie gościło wtedy w moim sercu. Po prostu chciałem jednego, mieć ją już w ramionach. Z każdą sekundą moje serce coraz szybciej, a mózg nie potrafił do końca pojąć tego zachowania.
- Steven. - Wypowiedziała moje imię, jakby z lekką ulgą i mocno wtuliła się w moją klatkę piersiową. Mocnej przyciągnąłem ją do siebie, zaciągając się jej zapachem i zatapiając twarz w miękkich blond włosach.
-Tęskniłem. - Wyszeptałem, kiedy w dalszym ciągu trwaliśmy jednej pozycji.
- Ja też. Cały czas zastanawiałam się, jak się trzymasz. - Uśmiechnęła się delikatnie, podnosząc na mnie wzrok.
- Jak widać, jeszcze żyję. Joe zresztą też. Jak chcesz, to możemy do niego zajść.
- Jasne. - Odpowiedziała radośnie, łapiąc mnie za rękę, jakby bezdźwięcznie wypowiadając w ten sposób słowo "prowadź".
Perry'ego zastaliśmy czytającego jakiś artykuł w Playboy'u, którego od razu odstawił, kiedy tylko nas zobaczył. Przywitał się z Angel, a ona go przytuliła, co trochę mnie tknęło. W sumie nie wiem dlaczego. Doskonale widziałem, że blondynka wita się tak ze swoimi znajomymi, a Joe to przecież mój bliźniak i nie ma w głowie żadnych niecnych planów. Może przez tyle lat, które spędziłem z innymi dziewczynami, tak mnie uczuliło. W końcu te ścierwa były zdolne do przelecenia moich kumpli. Oczywiście nie wszystkie takie były, jednak kilka się by znalazło, gdyby cofnąć pamięcią. Jeszcze dziwniejsze było to, że zwracałem na takie rzeczy uwagę, a sam kiedy byłem w związku oglądałem się za innymi panienkami. Chyba powoli zacząłem się na tym łapać.
- Myślę, że Steven chciałby zostać z tobą sam na sam, także tego... Idę bajerować laski spod trójki. - Oderwałem się od swych przemyśleń, kiedy Joe ubierając koszulę, puszczał nam oczko, kierując się jednocześnie do ewakuacji. Byłem mu wdzięczny, że tak to załatwił i sam mogłem cieszyć się obecnością Angie.
- Badania dowodzą, że to właśnie piersi kobiet pociągają naszych czytelników najbardziej. - Blondynka usiadła na łóżko i czytała właśnie fragment ulubionego czasopisma Perry'ego. W komiczny sposób spojrzała na swój biust, podnosząc do góry jedną brew. Nie ukrywam, że bezwstydnie wgapiałem się w to miejsce, wyobrażając sobie różne sytuacje. Trzeba przyznać, że natura nie poskąpiła jej w tej kwestii i dziewczyna miała się czym pochwalić. Musiałem skupić się na czymś innym, bo powoli czułem jak robi mi się gorąco.
- Angie, może jednak wyjdziemy? Jest taka ładna pogoda. - Palnąłem pierwsze lepsze co przyszło mi do głowy. Dziewczyna oderwała się od lektury i spojrzała na mnie radosnym wzrokiem.
- Jasne, możemy wyjść. - Zeszła z łóżka i poprawiła krótki top z logo Aerosmith. Jeszcze nigdy nie widziałem aby ta koszulka na kimś tak dobrze pasowała. Miała do czego pasować.
-Ekhem. No to wychodzimy. - Złapałem ją za rękę, odrywają się od swoich wyobrażeń, których powoli sam zaczynałem się bać. Zamknąłem drzwi, a klucze standardowo zostawiłem na recepcji. Zabrałem Angie do najcichszego zakątka na terenie całej placówki. Usiedliśmy na trawie, kiedy spośród krzaków wybiegła mała dziewczynka, córka pewnej kobiety, która siedziała na odwyku podobnie jak ja i Joe. Zdążyłem poznać tą małą, bo często przychodziła tu z ojcem w odwiedziny. Miała na imię Alisa, ale już pierwszego dnia kazała mówić na siebie Ally. Szczerze polubiłem tą czterolatkę. Była taka słodka i beztroska. Wystarczyło spojrzeć w jej radosne, ciemne jak węgielki oczka, aby skradła ci serducho.
- Dzień dobry. Mogę się tutaj schować? - Kucnęła tuż za nami, przytulając się do moich pleców. 
- Jasne, a przed kim się chowasz? - Angel kucnęła obok niej i przybrała identyczną minę.
- Przed kosmitami. - Otworzyła szerzej powieki i położyła palec na ustach. Przyglądałem się im tak chwilkę, kiedy wciąż trwały w bezruchu. Dopiero po chwili mała odsapnęła głęboko. - A tak w ogóle to Ally jestem. - Podała rękę Angel, która również się przedstawiła. Zaczęły rozmawiać jak długoletnie koleżanki. Zauważyłem jak wspaniałe podejście miała blondynka, jak potrafiła przejść nagle do ich świata. Przez pół godziny zdążyła bawić się z nią lalkami, pleść warkoczyki i opowiadać bajki. Ally widocznie ją polubiła, bo nie krępowała się jak inne dzieci w towarzystwie dopiero co poznanych osób. Kiedy zawołał ją tata, wyraźnie niechętnie wstała i pożegnała się z nami. Angie chyba dopiero w tamtym momencie wróciła do rzeczywistości.
- Słodka jest ta mała. - Skomentowała, bawiąc się zerwanym kwiatkiem. - Przepraszam, że tak nagle się wyłączyłam, ale ta Ally była taka... Kochana. - Uśmiechnęła się lekko, podnosząc na mnie wzrok.
- Nic się nie stało. Sam ostatnio spędziłem z nią całe popołudnie, na zabawie w chowanego. - Zaśmiałem się na przypomnienie sobie chwili, w której znalazłem ją na drzewie i mogłem odsapnąć, że Ally żyje. Szukałem jej wtedy dwie godziny, a ona mnie jedynie dwie minuty. - A swoją drogą, to fajnie wyglądałaś w roli takiej opiekunki.
- Sama nie wiem. Chyba nie potrafiłabym wychować takiego szkraba, chyba nie jestem jeszcze na tyle odpowiedzialna... - Zamyśliła się na chwilkę.
- Myślę, że byłabyś świetną mamą. - Posłałem jej serdeczny uśmiech. Angel idealnie pasowała do dzieci. W pewnym momencie, jak bawiła się z dziewczynką miałem wrażenie, że to nasza córka z którą siedzimy właśnie gdzieś w parku.W porę się ocknąłem i uciekłem z wyimaginowanego świata.
- Skoro tak mówisz. - Zaśmiała się, poprawiając włosy. Wyglądała tak niewinnie, ale zarazem cholernie pociągająco. Nie mogłem się powstrzymać od pewnych gestów. Zbliżyłem się do niej i lekko pocałowałem w usta, kiedy jej głowa leżała na miękkiej trawie. Szybko odwzajemniła pocałunek, jednak na początku wydawało mi się, że miała chwilę zawahania. Nie trzeba było dużo czasu, aby podkręcić atmosferę. Z delikatnych muśnięć powstały gorące pocałunki, które nie mogły być obojętne. Przejechałem jej ręką po odkrytym udzie, kiedy przygryzła wargi. Poczułem na ustach metaliczny smak krwi. Blondynka oblizała resztki czerwonej substancji, niczym wampir i szybko wstała, wprowadzając mnie w stan lekkiej dezorientacji.
- Teraz musisz mnie złapać. - Zaśmiała się uroczo i zaczęła biec. Zanim się zorientowałem o co chodzi, była już daleko przede mną. Rzuciłem się do pościgu, co musiało dość dziwacznie wyglądać. Przez plac pędziła dwójka dorosłych, którzy mentalnie przekształcili się w dzieci, pragnące zabawy. Wariactwo...

____________________________________

Wróciłam z nowym rozdziałem i standardowo z przeprosinami. 
Nie mam nawet sekundy czasu na czytanie czyiś cudeniek. Boże, aż mi przykro. Trzecia klasa gimnazjum wyciska ze mnie wszystko już na samym początku. Mam nadzieję, że w ogóle będę mogła prowadzić bloga. 

Jeszcze raz przepraszam. Kiedy znajdę odrobinkę czasu, to nadrobię zaległości i zostawię po sobie jakiś skromny komentarz. Proszę więc o wyrozumiałość. 

Love,
Chelle

20 komentarzy:

  1. Oj Biedna ty... Wiem coś o 3 klasie gimnazjum... Sama do niej uczęszczam... A jeszcze bierzmowanie... Normalnie odechciewa się żyć... Do tego ta cholerna religia, która i tak nie jest nam do niczego potrzebna... Ksiądz nie pyta nas z modlitw, za to staje na środku klasy i nawija...
    Dobra, wiem, pierdolę od rzeczy...
    Joe... Biedny Joe. Steven... Biedny Steven. Biedni Joe i Steven. To musi być trudne. W końcu odwyk to nie przelewki. Perry tęskni za Billie, a Steven za Angie. Z tą różnicą, że Angie wpadła w odwiedzinach. Ally. Taka słodka dziewczynka. Żeby moja siostra była taka słodka, ale nie ona jest harpią i koniec! To zakończenie było fajne. Dwójka dorsłych bawiąca się w berka. I wreszcie Steven pokazał co czuje! Jestem Happy!
    Dobra nie wykrzeszę z siebie nic więcej, ale wiedz, że jest mega. Kocham twój blog ;-)
    Życzę duuużo weny! ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję pięknie za komentarz i gorąco pozdrawiam! :)

      Usuń
  2. Ehhh Perry i Tyler w celibacie powiadasz? Przejebane Xd
    Musi byc im ciężko, bo końcu...hhhmmm odwyk to straszna sprawa
    Aż mnie mdli jak sobie pomyślę co robią w takim wariatkowie'
    Miło, że Angel odwiedziła Steva
    to miłe z jej strony
    eeehhhhh A Billie? Ciekawe czy chociaż dzwoni do Joe
    Nie wiem czemu, ale jak pomyślę o Billie to zaraz kojarzy mi sie Michael Jackson i Billie Jean :)
    Ally, słodka istotka :D
    No i końcówka urocza :D
    Czekam na kolejny rozdział! :D
    Pozdrawiam x666

    OdpowiedzUsuń
  3. Kochana Chelle, w zasadzie teraz się zastanawiam, dlaczego tyle zwlekałam z napisaniem tego komentarza. Co, myślałam, że będę się może czegoś uczyć? Nie ma opcji, tłukłam się piętnaście godzin pociągiem, wczoraj wróciłam i zupełnie nie czuję w sobie życia, chociaż minęła już cała doba. Joe też nie dał mi odpocząć (co ja napisałam...?). Niemniej, ten kochany siódmy rozdział przeczytałam w zasadzie zaraz po tym, jak go opublikowałaś, ale to pieprzone lenistwo zawsze się musi jakoś, cholera, wybić. Ale starczy takiego mojego gadania, hm?
    Powiem Ci tak na wstępie, już do konkretów przechodząc, że po samym tytule uznałam, że będzie dobrze jak zawsze, zresztą. Nie wiem jeszcze, jak to się stało, ale ja przewidziałam, co będzie tym ulubionym czasopismem Perry'ego, cóż... Nieważne. Wyobraziłam sobie panów w takiej zabiedzonej odsłonie, bladej, suchej, wychudzonej i pustej. Ja pierdolę, co to białe, niepozorne gówno robi z ludźmi, powiedz mi, Chelle, powiedz mi... I choć ja Ci zawsze powtarzam, że to opowiadanie bardzo poprawia mi nastrój i lubię czytać Twoje nowości po nowościach dobijających, to właśnie ta wizja Joe i Stevena w klinice i w stanie raczej złym mnie...nie pocieszyła mnie, przecież tutaj nie ma co mówić. Kiedy wspomniane było o tym, co dzieje się z Perry'm, że jest aż tak źle, coś się we mnie ścisnęło, szkoda mi go. Ale robi to dla Billie, co z kolei jest piękne. W ogóle pięknie jest mi czytać o tym ich związku, zwłaszcza, iż Billie jest w realnym świecie jedną z tych żon, które ja jak najbardziej akceptuję, jakby na to nie spojrzeć. Nie mam podstaw, by jej nie trawić, hah. A co do Stevena, przed Angel była Cyrinda, ja tego już tutaj roztrząsać nie będę, skupmy się na anielskiej blondyneczce. Jejku, ona jest dosłownie jak taka pocieszna tabletka, jakkolwiek dziwnie to nie brzmi. Przecież on odkąd ją zna jest innym człowiekiem, to samo, kiedy z nią rozmawia czy się widzi. I musi promieniować rzeczywiście wystarczająco wielkim urokiem i charakterkiem, skoro jeszcze nie została poznana przez Tylera...dogłębnie, ekhem. Chociaż ten by pewnie chciał, no kogo tu oszukiwać. Joe skorzystał tutaj ze swego wrodzonego taktu (haha), więc już w ogóle wszystko jasne. Chryste, jak ja go, ich uwielbiam...ach, chwila, znów schodzę z tematu?
    Ja tak się właśnie zastanawiałam kiedyś nad tym, czy Angel posiada to coś, na czym mężczyźni rzeczywiście mogą oko zawiesić i się dowiedziałam, za co dziękuję, już nie będę musiała się tym dręczyć. W ogóle marzy mi się taki top z Aerosmith...mwah. Nieistotne, przyszło do Stevena najlepsze lekarstwo, jakie mógł sobie wyobrazić, haha! Jedno i drugie promienieje przy sobie, to jest tak cudowne, rozpływam się, niedobrze. Już sądziłam, że będzie tak elegancko, ale Joe musiał się wpierdzielić z tą cenną uwagą, jaką jest poinformowanie o bajerowaniu lasek spod trójki. Hej, hej, czy czasem wcześniej on nie płakał, że chce do Billie, cholera?! Tak było. Ale lepiej niech idzie tam i da Angie i Stevenowi chwilę dla siebie.
    Ally. Kiedy tak czytałam, jak to oni siedzieli na trawie, w cichym miejscu i nagle pojawiła się dziewczynka, lgnąca do Angel jak do swojej...widziałam kadr z jakiegoś filmu, ale teraz za nic nie mogę sobie go przypomnieć. Dziewczynka skojarzyła mi się z takim aniołeczkiem, a kiedy siedziała ze starszymi - uroczo. I blondynka nasza nie nadawałaby się na matkę? Jak nie, przecież dzieci chyba bez tego ją kochają! Ale z drugiej strony, dostać taki komplement (dla kogo komplement dla tego komplement, cicho...), to nie lada wyróżnienie, nie mam racji? Chociaż Angel rzeczywiście jest taką typową wolną duszyczką, nie czas na użeranie się z wrzeszczącymi istotkami. To znaczy, małymi i wrzeszczącymi, Steven to co innego! Cholera jasna, ja znowu poczułam w sobie takie dziwne ukłucie, kiedy ona zaczęła beztrosko lecieć przed siebie, dając mu zrozumienia, że ma ją gonić. A on ruszył za nią i nie zważając na nic, dwójka dorosłych ludzi zamieniła się w takich znajomych Ally...
    Wariactwo? Tak, nawet gorzej. To chyba zwie miłością, czy jakoś tak, albo ja już mylę wątki, haha.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chelle, co ja Ci mam jeszcze powiedzieć? Nic nie powiem. Rozumiem to szkolne zawirowanie, ja u siebie też średnio wyrabiam, ale idę na żywioł i trochę takie pieprzenie konsekwencji, litości. Wiem, że nie każdy potrafi i chce tak do tego podchodzić, ale to może i lepiej. Życzę Ci powodzenia, dużo czasu i naturalnie czekam na Ciebie i na rozdział ósmy. Już?!
      Pozdrawiam, kochana moja ♥

      Usuń
    2. Boziu kochana, znowu odebrało mi mowę. Zawsze sprawiasz, że mój nędzny żywot staje się lepszy. :) To takie cudne. Dziękuję Ci, dziękuję, po stokroć dziękuję. To dla mnie piękne wyróżnienie, dostawać od Ciebie takie opinie. Całuję rączki i gorąco pozdrawiam! ♥

      Usuń
  4. Chelle moja najdroższa! Nowa notka u mnie! Zapraszam, choć Wiem, że nie masz czasu i ta trzecia klasa daje Ci w kość...

    OdpowiedzUsuń
  5. Och, weszłam tu i już miałam ochotę wyjść. Dlaczego? Nie, to nie dlatego, że Cię nie lubię, że nie kocha tego opowiadania. To dlatego, że boję się napisać komentarz. Tak, on parzy, kurwa. Mam przeczucie, że walnę tutaj coś tak krótkiego, że normalnie jak to zobaczę to mnie rozniesie. Po prostu te zdania jakoś mi się nie składają... Od kilku dni. ;_; Nie potrafię napisać nic sensownego i długiego. Przepraszam, Chelle.
    "Ulubione czasopismo Joe." Ha, ja również od razu domyśliłam się, co to może być. Ach, ten Perry. Tak sobie o nim czytałam i uznałam, że jest słodki. Po prostu słysząc to, jakże piękne zdanie - ,,Ja chcę do Billie." - tak jakoś się rozczuliłam. Trzeba przyznać, Pereira ma ten urok. Oczywiście przymknę oko na te laski spod trójki. Wybaczę już mu to, bo jednak uroczy to on jest.
    A Steven? A Steven kocha Angel. On tego nie wie i ona się tego nie domyśla. No cóż, jestem pewna, że pan Tyler prędzej czy później domyśli się, że jednak coś czuje do swojej przyjaciółki. Co ja gadam? On na pewno to zrozumie. Zrozumie, że Angel to najlepsze, co go w życiu spotkało. Och, musi, no. Chyba, że na całe życie pozostaną przyjaciółmi. Czy mogą? No jasne, że mogą, ale wtedy nie powiedzą sobie co czują. To znaczy, Tyler nie powie. Czy Angie go kocha? Raczej też, ale żeby nie wyszło tu nic ten teges z tym jej kolegą, no. Ona jest przecież zarezerwowana dla Stevena. Niech się dziewczyna cieszy i korzysta z tego, że go jej udostępniam. XD
    Wszystko jest tu świetne i... Urocze, nie mówię o Joe! :D On też jest uroczy, ale Steven bardziej. Ech, tak teraz patrzę na inne komentarze i jedyne co przychodzi mi do głowy, to "napisałaś gówno, Faith". I jest to prawda, niestety.
    Żegnam się z Tobą, Chelle i do następnego tygodnia, czy coś.
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pierdzielisz głupotki! Twoje komentarze są długaśne i piękne, za co bardzo dziękuję! :) A nawet jeśli byłyby krótsze, to liczy się jakość, nie ilość. Dziękuję serdecznie za to że jesteś i czytasz te wypociny! :*

      Usuń
  6. Jejuśku, jak... jak... jak... Nie wiem. Jak cudownie! Po pierwsze: Joe i Steven naprawdę wzięli się w garść. Tak porządnie, no! Jestem z nich dumna xD Aczkolwiek jest mi ich równocześnie żal, bo muszą się jednak sporo wycierpieć, nie? Ale z drugiej strony zasłużyli sobie w pełni. Oj, trzeba było sobie w żyłę nie dawać, o nie! :_:
    Playboy, no cóż, to było do przewidzenia. Tylko, że co mamy się chłopakom dziwić? No niewyżyci zawsze byli, są i będą, i... No. Życzę szczęścia Perry'emu z laseczkami spod trójki. Nie wiem po co mu szczęście w tych kwestiach, bo jemu chyba wystarczyłoby jedno szybkie spojrzenie, takie wiesz, spod przymkniętych powiek, żeby się trzy czwarte bab na świecie dosłownie rozpłynęła. Magia Rock n' Roll'a...?
    Cóż, ale nie to oczywiście jest najpiękniejsze, choć wizja Joe rzucającego sprośne komentarze i próbującego opanować mdłości i drżenie rąk, jest dość... komiczna xD
    Angel, jej. Jej! Przede wszystkim- artykuł. No, to się nasza mała hipiska rozwija! Wszechstronna kobieta, no co zrobić. Ale to fajne, wiesz? Tylko boję się... Że ona zacznie pracować... ciężko. Taak, właśnie tak. Boję się, że z tej hippie Angie zmieni się w wiecznie zarobioną i... No: nie będzie miała czasu dla Stevena! Ale od tego chyba jeszcze daleko jest no i ja mam nadzieję, że nic takiego się nie stanie.
    Steven jest tak uroczy, że się aż twarz do ekranu cieszy, wiesz? W tych swoich przemyśleniach i w tym jaki jest w stosunku do Angel... Taki zupełnie inny facet, no. Czyżby NAPRAWDĘ przyszedł czas, by się ustatkować, panie Tyler? Oh, ale mi się miło robi na sercu jak o nim myślę, jej.
    Ha, ich spotkanie, mimo, że w zakładzie odwykowym, to i tak cudowne. Ally, mimo, iż nie znoszę dzieci, podbiła moje serce. Tymi kosmitami i w ogóle... no! Fajnie, naprawdę fajnie to wyglądało, jak sobie właśnie wyobraziłam, że to jest dziecko Angel i Stevena. Szczęśliwa i trochę zwariowana rodzinka, ale to bardzo dobrze, prawda?
    I na końcu, jej. Cóż za subtelne zakończenie rozdziału, kochana. I jakie przyjemne! Niech się całują ile zechcę ja ich razem już kocham. Znaczy osobno też, ale wiesz o co chodzi. Pasują do siebie, jak ulał, no!
    Cóż, siostro, rozdział cudowny.
    O cholera, III klasa, to tak jak ja. Wyrazy serdecznego współczucia, bo też mam bardzo ciężko. Bardzo. Bardzo :_: Boję się już liceum, normalnie. Ale damy radę, kochana!
    Trzymaj się, i w ogóle wszystkiego dobrego ♥

    Hugs, Rocky.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rocky, siostro! W sumie to lepiej brzmi toksyczna bliźniaczko. (Tak! Od dzisiaj tak na Ciebie mówię. Będę bardziej w temacie opowiadanka xD ) Dziękuję Ci serdecznie za taki długaśny i cudny komentarz! Cholernie mi schlebiasz pisząc takie cudeńka. Chyba muszę Ci postawić pomnik "Dla najbardziej wytrwałej czytelniczki.". Niebywałe, przetrwałaś całą moją twórczość. Chyba wszystkie opowiadania. Dziękuję i kocham! ♥

      Usuń
  7. Eh, Kinga, tak bardzo bym chciała skomentować ten rozdział zajebistym komentarzem. Wybacz, że dopiero teraz ale sprawdzian z angielskiego czyhał i jeszcze pani sobie wymyśliła, że jak ktoś go nie zaliczy, to ma szmatę na semestr, więc sama rozumiesz. A zaraz lecę uczyć się historii i slówek z angielskiego. Pierwsza pieprzona klasa technikum. Mówisz, że trzecia wyciska? Powiem Ci, że trzecia klasa to była sielanka w porównaniu z pierwszą technikum. Nie że coś narzekam. xD Lekcje są fajne i ostatnio mieliśmy cyfrową obróbkę dźwięku. Kocham zawodowe oprócz nudnej jak flaki poligrafii.
    Okej, to zaczynam komentować.
    Biedny Steven. Jeszcze biedniejszy Joe. Rzyga, wije się...biedak...nauczka, żeby się nie pakować w dragi.
    "Steven, my umieramy? - Usłyszałem z drugiego końca pokoju.
    - Chyba nie, chociaż... Kurwa nie wiem."- w sumie to trochę mnie to rozbawiło. xD Ale właśnie tak musi się czuć narkoman pozbawiony narkotyków.
    Hahahhaah, Perry i jego takt. Playboy i jeszcze o Angel.xDDD
    "przyczyny: brak jakichkolwiek sił.
    -Zamknij się Perry, po pieprzysz głupoty. - Przejechałem dłonią po twarzy, nie zwracając na bliźniaka już większej uwagi.
    - Pieprzyłbym najlepiej jakąś laskę, ale chyba to nie możliwe. - Mruknął. - Kurwa, mamy tu jakiś jebany celibat, czy co do cholery?! Niedługo nas w habity wcisną i do klasztorów powysyłają, abyśmy za organistów robili. Ja chcę do Billie. - Słuchałem tego bełkotu, krzywiąc się po każdym słowie. On będąc czysty chyba gadał gorsze głupoty, niż wtedy, kiedy był na odlocie."- ahhhh, Joe, Joe <3 hsahahahahahahahahahha
    "-A jesteś rozebrana? - Ekscytacja w jego głosie była powalająca. Cicho parsknęłam śmiechem. - Wybacz, chyba za długo siedzę z Perrym. No nic, wpadaj szybko. "- hahahahaahahahahahhaahahahahahahahahahhahahahahahahhahahahahhahahaha
    "Idę bajerować laski spod trójki"-hahahahahaahahahahahahahahahahahahahahahahah
    Joe bez koszulki jest przecież boski! xD
    I to jego czasopismo hhahahahahaahhaahahha
    Dobra, przepraszam Cię za ten beznadziejny komentarz, ale- historia i angielski czyhają! Powiem Ci szczerze- ja chcę do gimbazy! :cccccc
    PS. Dzisiaj na dodatek kończyłam o 17:25...:|

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję pani grafik za świetny komentarz! Chyba już wspomniałam, że je uwielbiam, bo są takie pozytywne! :)

      Usuń
  8. Piszę ci znowu, mój jakże profesjonalny komentarz. No, ale musze się w koncu nauczyć ładnej je pisac :D. To moze teraz o rozdziale.
    Tyler i Perry na odwyku. Mozna zwariowac, ale próbują za co wielki ukłon! Ojej Angel odwiedziła Stevena, jak miło :D. Celibat? Hm. Perry wytrzymaj jeszcze i będziesz pieprzył :D
    Ally, urocza Ally. Jejku mala kochana istotka :D. Straszliwie mi sie podobał ten fragment jak nasza bohaterka bawi się z Ally! Widze te miny i te pozy, haha :D
    I jak Angel uciekała przed Tylerem, naprawde urocze ❤
    Nie, zeby cos ale ja też tak chce :D ❤
    Chelle, moja mistrzynio, ja cie kocham! Kocham ciebie o twojego bloga! Matko jedyna ❤
    Ja nie wiem, jak twoim zdaniem wyszedl tym razem mój komentarz, opinię zostawiam tobie.
    I odniosę się do odpowiedzi na wcześniejszy komentarz.
    Tak, laska, masz talent! I to nie byle jaki! Ja ci mowie to z ręką na sercu! Jeśli ktoś tak nie uwaza, jest poprostu głupcem!
    Dobra, dobra juz psuje komentarz, więc życzę ci dużo weny i ciepło cię pozdrawiam
    Julka! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jejku, teraz to się rozpłynęłam. Jestem czyjąś mistrzynią. :') Pięknie Ci dziękuję z tego oto miejsca, bloggerki. To dla mnie zaszczyt!

      Usuń
  9. Jak ja się cieszę, że akurat dzisiaj wpadłam na pomysł odwiedzenia twittera, bo gdyby nie moja wspaniałomyślna (hahaha) mózgownica to nie wiedziałabym, że dzisiaj... nasza droga Chelle... tutururururtuuu!
    OBCHODZI URODZINY! Ha!
    To ja naturalnie zacznę od życzeń, bo jakżeby mogło być inaczej, w końcu taka okazja zdarza się tylko raz w roku, zapisałam to sobie w kalendarzu. Teraz każdego 10 października możesz spodziewać się ode mnie życzeń. XD
    Także droga Chelle życzę Ci spełnienia marzeń, bo podejrzewam, że tego pragniesz najbardziej, abyś pojechała na miliard koncertów Aerosmith, aby Steven śnił Ci się po nocach (tak swoją drogą to mi się dwa dni temu śniło, że byłam na pogrzebie jakiegoś człowieka, a nagle z trumny wyłoniły się zwłoki Stevena Tylera i zaczęły mnie gonić. On był taki przerażający, o matko, później musiałam spać w pokoju brata, bo bałam się zasnąć. ;_; A ten idiota kazał mi leżeć na podłodze, bo przecież, gdzie tam w jednym łóżku z siostrą... ;_;) i szczęścia, zdrowia, bo ostatnio jakiś wirus panuje i wszyscy są chorzy. xD I klasyczne: WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO! ♥

    A teraz rozdział. <3 Ajajaaaaaaaaaaaaajaja, on był świetny, taki pozytywny, mimo, że mamy tutaj Stevena i Joe, którzy przynajmniej na początku są nieszczęśliwi, w końcu później pan boski Perry bajerował dziewczyny spod trójki, a do pana boskiego Tylera przyszła Angie. Jezu, jak ja ich uwielbiam, są tacy wspaniali, nawet nie muszą być razem (chociaż wizja ich dzieci jest piękna ♥), bo i tak są cudowni, nawet jako przyjaciele. Gdy czytałam o Ally, o tym bieganiu to aż nie mogłam opanować uśmiechu, który samoistnie pojawiał się na mojej twarzy, zaznaczę tutaj, że siedzę w maseczce. XD Ale mi się porozciągała, o rany.
    Nie wiem czy już kiedyś o tym wspominałam, ale w każdym razie Angel ma świetną pracę. Pisze artykuły, robi zdjęcia, właściwie to jej życie jest takie... idealne? Ma Marley, Adama, przyjemne zajęcie i STEVENA, oczywiście. Coś czuję, że niebawem nieco zaburzysz tę sielankę. :D
    Pozostaje mi tylko czekać na ciąg dalszy. ♥
    Serdecznie pozdrawiam i życzę udanego weekendu! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Maddie, kochana! Dziękuję Ci za życzenia i za piękny komentarz! ♥ Cieszę się, że ze mną tutaj jesteś, mimo że ja zaniedbałam Twojego bloga. Przepraszam, przepraszam, przepraszam! Ja obiecuję nadrobić, jak tylko znajdę czas. :(
      Życzę miłego weekendu również! ♥

      Usuń

Szkielet Smoka Zaczarowane Szablony