Uciekłam
z dala od tego na czym tak naprawdę mi zależało. Najgorsze było
to, że z jednej strony zgadzałam się z tą decyzją, a z drugiej
nienawidziłam siebie za taki czyn. Co noc odczuwałam to coraz
mocniej. Pieprzona tęsknota. W takich chwilach lepiej by było nie
mieć przeklętego organu zwanego sercem. Po prostu kłaść się i
zasypiać. Nie siedzieć na łóżku, tępo wpatrując się w światło
ulicznych lamp i rozmyślając nad błędami.
-
Kurwa! - Krzyknęłam głośno, nie zwracając nawet uwagi na
panującą już od trzech godzin ciszę nocną. Musiałam odreagować,
jednak nie potrafiłam. Już nic nie przynosiło błogiego ukojenia
To
zbyt głęboko we mnie siedziało. Może w oczach innych nie było to
niczym ważnym. Zwykłe rozstanie. Hej dziewczę, to nie koniec świata. Ja przeżywałam to jednak nieco inaczej.
Tamto uczucie zbyt wiele dla mnie znaczyło. Kiedyś powtarzałam
sobie, by nie wdrążać się zbyt głęboko w znajomości z
mężczyznami, bo się sparzę. I wtedy wszystko było proste.
Komplikacje nastąpiły kiedy złamałam tą zasadę. Co śmieszne,
on mnie nie zawiódł. Po prostu się wystraszyłam, jak pieprzony
tchórz. Chyba nie dorosłam jeszcze do poważniejszych relacji, a
ludzie dobrze mówili, że jestem wiecznym dzieckiem. Mentalnie
zatrzymałam się w epoce, kiedy jeździłam konno wokół domu,
podziwiając błękitne niebo i olśniewające słońce. Może tutaj
był problem. Nie potrafiłam przejść transformacji. Tak czy
inaczej było mi źle samej z sobą. Po raz pierwszy wpadłam w nałóg
i byłam go w pełni świadoma. Spalałam niezliczone paczki
fajek,piłam przy każdej najbliższej okazji. By tylko odlecieć,
pokazując przy tym tylko swoją słabość.
Tego
wieczora dodatkowo włączyłam sobie radio. Nadpiłam drinka, czując
przy tym jak niebezpiecznie zjeżdżam po równi pochyłej na sam dół
i wyczekiwałam nerwowo piosenki. Kiedy urządzenie wydobyło z
siebie, o zgrozo, pierwsze dźwięki "Home Tonight" wbiło
mnie w poduszkę i wybuchłam nieopanowanym płaczem. Nawet nie
wiedziałam co robię. Ubrałam się w pierwsze lepsze ubrania i
wyszłam z domu. Musiałam się przejść... W pewno miejsce.
~*~
-Mia,
musisz iść w końcu spać! Jest druga w nocy! - Rzuciłem w nią
poduszką, kiedy chichotała głośno, niosąc radość na cały dom.
Ona była moim małym aniołem, który ratował mnie od podejmowania
idiotycznych decyzji. Dosłownie spadła mi z nieba.
-
Tato, ale jutro mam dopiero na dziesiątą do szkoły. - Zatrzepotała
rzęsami, uśmiechając się uroczo. Nie potrafiłem jej odmówić.
-
Ostatni raz ci pozwalam. - Przewróciłem oczami wychodząc na chwilę
z salonu. Poszedłem do garderoby by przebrać spodnie z tych
niewygodnych na tak zwane domowe, czyli dresy. Ściągałem z siebie
jeansy, kiedy z kieszeni wypadło mi zdjęcie Angel. Momentalnie
zrobiło mi się smutno. Nosiłem je zawsze z sobą, by była przy
mnie. Jednak świadomość jej nieobecności przytaczała mnie.
Potrzebowałem tej lekkiej nieśmiałości, nutki obojętności,
szaleństwa i radości. Przyzwyczaiłem się do tego. Ledwo co
stanąłem stopą na nieznanym lądzie, a już się rozpadł. To
bolało. Ta dziewczyna była paskudnie cudowna, nienawidziłem siebie
za kochanie jej. Była moją famme fatale, szczęśliwą gwiazdą,
złodziejką serc, aniołem, przekleństwem, hymnem narodowym. Boże,
byłem zakochany. Tak bardzo jak nigdy, a przecież jestem cholernie
uczuciowy.
-
Tatooo! Perry dzwoni! - Z dołu dobiegł głos małej. Zabawnie
brzmiało w jej ustach mówienie do mojego bliźniaka po nazwisku,
jednak tym razem się nie zaśmiałem. Nie potrafiłem. Po prostu
schowałem fotografię do kieszeni i zszedłem na dół, by odebrać
telefon.
-
Ta?
-
Jutro mamy koncert, bądź dwie godziny przed przygotowaniami, mamy
sprawę. Dowiesz się więcej jutro, pa. - Joe odłożył słuchawkę
tak szybko, że nawet nie miałem możliwości wcisnąć zwykłego
"cześć". Też odłożyłem aparat na miejsce i usiadłem
na krześle. Zastanawiało mnie o co chodzi. Miał poważny ton
głosu. Może chciał pogadać o nowej płycie? Cholera wie. W końcu
mieliśmy już sporo materiału i lada dzień szykowaliśmy się do
wejścia do studia. Jak na razie na koncertach w dalszym ciągu
wałkowaliśmy stary materiał, jednak w głowie mieliśmy całkiem
sporo kompozycji. Udało mi się napisać kilka piosenek, kiedy byłem
sam.
~*~
Wróciłam
ze spaceru, po którym można powiedzieć, że się "zrelaksowałam"
i przy okazji idąc przez klatkę schodową postanowiłam sprawdzić
skrzynkę pocztową, która nie była używana od paru dobrych
tygodni. Pełno ulotek, kilka gazet i list. To ostatnie postanowiłam
zostawić sobie i przeczytać tuż po wejściu do mieszkania.
Intrygowała mnie koperta, nie zawierająca danych osobowych
adresata. Rodzina czy też znajomi zawsze pisali takie rzeczy. Szybko
ściągnęłam buty, zapaliłam lampkę nocną i zabrałam się za
czytanie.
"Droga
Angel,
Nie
wiesz kim jestem, chociaż może się domyślisz, a jak nie, to
zapewne kiedyś Ci powiem. Teraz jednak niech zostanie to taką mała
tajemnicą. Zastanawiasz się pewnie, w jakim celu piszę ten list.
Bez zbędnego owijania w bawełnę, przejdę do rzeczy.
Nie
mam pojęcia, co sobie wyobrażałaś, kiedy spotykałaś się ze
Stevenem. Liczyłaś na zwykłą przyjaźń czy może miłość rodem
z bajki o rycerzach na białych koniach, ratujących swoje królewny?
Nie wiem. Jestem jednak pewna innej rzeczy. On Cię pokochał, a Ty
zwiałaś tuż po pierwszej sytuacji, która stała się dość
niewygodna. To jest życie. A życie to nie bajka, tym bardziej w
strefie rockandrolla. Tutaj los co chwila podrzuca pod nogi
przeszkody. Raz będzie dobrze, drugi raz źle i to jest normalne.
Pora więc dorosnąć, poznać trochę tego świata, a nie ograniczać
się i zamykać w swoim.
Przemyśl
to i rozważ drugą szanse dla Tylera. On szaleje, chociaż stara się
to ukrywać. Zobacz załącznik i sama oceń, co jest słuszne, co
należy zrobić. Nie powtarzaj moich dawnych błędów i nie oceniaj
sytuacji oraz ludzi zbyt pochopnie.
Trzymaj
się,
Twoja
Doradczyni."
Wpatrywałam
się w kartkę, na której widniały drukowane zdania. Cholera, to
bolało. Zresztą jak każda prawda. "Doradczyni” miała
trochę racji, byłam tchórzem, który zamknął się w sobie. Ten
list był kopniakiem idealnie wycelowanym w moją głowę, którego
wypadało przyjąć z dumą. Zasłużyłam sobie na to, chociaż
ciężko było się przyznać. Popełniłam dużo błędów, to
wszystko było takie nieostrożne. Musiałam to jeszcze raz
przemyśleć, dokładnie przeanalizować. Zanim jednak się za to
zabrałam, chciałam obejrzeć ten załącznik. Z niemałą
ciekawością rozwinęłam kopię jakiegoś najwidoczniej jeszcze
nieskończonego tekstu. Brak tytułu. Zaczęłam czytać.
"Jestem
sam,
I
nie wiem, czy zdołam zmierzyć się z nocą,
Cały
we łzach
I
wiedz, że płaczę dla Ciebie
Potrzebuję
Twojej miłości,
Zburzmy
dzielące nas mury,
Nie
utrudniaj tego,
Pozbędę
się swojej dumy,
Wystarczy,
już wystarczy,
Cierpiałem
i widziałem światło.
Kochanie,
jesteś moim aniołem,
Przybądź
i ocal mnie tej nocy,
Jesteś
moim aniołem,
Przyjdź
i napraw to wszytko."
~*~
Nastał
poranek, obudziłem się w obecności jedynie głupiej ciszy, która
powoli doprowadzała mnie do szału. Dzisiaj mijały cztery miesiące
odkąd jej nie widziałem. To mnie dobijało. Kobieta wpada do
twojego życia, uwodzi, po czym ucieka. Niesprawiedliwe.
Ja
myślałem... Właśnie, zbyt dużo myślałem. Moje wyobrażenia
były jak widać niemożliwe do zrealizowania. Miałem nadzieję, że
z taką osobą jak ona w końcu mi się uda. Tyler jesteś przegrany.
Pif paf strzeliła ci w serce. A mogło być kurwa pięknie.
-Tato,
ja muszę już jechać do szkoły. - Mia weszła do mojej sypialni. -
Czemu ty... Tatuś, ty płaczesz? - Przysiadła obok mnie na łóżku,
mając na plecach niewielki tornister. Złapała mnie za rękę i
spojrzała prosto w oczy z lekką obawą.
-Nie
kochanie. To tylko wiesz... Mam ostatnio podrażnione oko i lecą mi
łzy. - Uśmiechnąłem się, a przynajmniej próbowałem. Nic się
nie martw i uciekaj na dół. Eddie podwiezie cię do szkoły, a ja
tymczasem pojadę do Perry'ego. - Puściłem jej oczko. Mała
cmoknęła mnie w usta i pobiegła na dwór. Wstałem z łóżka i
skarciłem siebie za takie zachowanie. Nie będę płakał za
kobietami. Co jest do cholery?!
~*~
Po
przeczytaniu tego utworu miałam ochotę ponownie otworzyć puszkę
pandory i zesłać na ten świat wszystkie możliwe paskudztwa.
Nienawidziłam siebie, nienawidziłam Tylera. Przeklinałam dzień
naszego spotkania. Nie mogłam znieść faktu, że jednak go kocham.
I to tak cholernie mocno. I że jestem taka słaba. Byłam. Że tak
łatwo się poddałam i uciekłam, zostawiając go samego. List nie
dokopał mi tak jak ten utwór. Litości, ja jedną nogą byłam na
drugiej stronie, kiedy go czytałam. I nie mogłam sprecyzować, czy
było to niebo, czy moje własne piekło, które należało mi się
po tym co zrobiłam. Dobitnie odczułam, że to ja jestem winna. W
jednej chwili zmieniło się wszystko. Uleciała cząstka mnie, a
pojawiła się nowa, odmieniona. Na lepsze? Nie wiem. Przeklinałam
siebie. Za wszystko. To całe zło. Niezdecydowanie. Byłam wiedźmą,
o Boże, i to jaką! Doprowadziłam tego faceta na skraj szosy.
Poznałam, dogłębniej poznałam, a później porzuciłam jak
zabawkę. A przecież taka nie jestem. Chociaż w sumie...
Najwyraźniej jestem, co mnie przeraziło. W jednej chwili miałam
ochotę pozbyć się tej strachliwej, niezdecydowanej części siebie
i pognać do Stevena, by błagać go o wybaczenie. Nie, nie chciałam
już więcej żyć tak jak teraz. Może to żałosne, że odkryłam
to dopiero po przeczytaniu piosenki, ale zapragnęłam być cała
jego. Nawet jeśli miałabym podzielić los jego poprzedniczek. Po
prostu chciałam spędzić z nim życie, chociaż jego część. Już
w nocy gotowa byłam biec do niego i wszystko naprawiać. Przestać
myśleć o sobie, przestać użalać się nad własnym losem. Wyjść
ze skorupki jedynaczki, na której skupiana była cała uwaga
rodziców. Podjąć się wreszcie jakiegoś trudu życia i walczyć.
Z dawnym podejściem zawojowałabym jedynie domy starców, jako stara
panna z kotami, mająca na swoim koncie porzucenie kilku wspaniałych
facetów, z którymi mogłam wieść cudne życie. Nie chciałam
uciekać. Nigdy więcej.
Nie
spałam całą noc, myślałam. Myślałam o tym, co mogłabym mu
powiedzieć. Jak to wszystko wynagrodzić. Czekałam na nadejście
poranka, a następnie południa. Kiedy zegar wybił godzinę dwunastą
zapakowałam się do taksówki, która przywiozła mnie pod dom
Stevena. Nagle uleciało ze mnie trochę tej niezłamanej dotąd
pewności, z tego względu że dalej nie miałam pomysłu na to co
mam mu powiedzieć. W mojej głowie wirowało tyle myśli, jednak nie
umiałam z tego skleić jednego, dobrego zdania. Niech Bóg mi
dopomaga, bym nie okazała się totalną sierotą. Zadzwoniłam do
drzwi. Czekałam na ujrzenie jego twarzy, jak na wyrok. Jakbym szła
na ścięcie. Było mi głupio. Z perspektywy tych wszystkich
wydarzeń w końcu zachowałam się jak gówniara. Będę to sobie
wypominać do końca życia.
Usłyszałam
dźwięk przekręcanego zamka i tuż po chwili ujrzała jego. Stał
przede mną jedynie w samych bokserkach, jakby dopiero co wyszedł z
łóżka. Zmiękły mi kolana, kiedy zobaczyłam te smutne, a
jednocześnie zaskoczone oczy. Nie wiedziałam, kompletnie nie
wiedziałam jak się do niego zwrócić. Serce wiedziało, usta nie
koniecznie. Po prostu zaszkliły mi się oczy, zapragnęłam wtulić
się w jego ramiona.
-Steven.
- Westchnęłam tylko cicho, mając nadzieję, że mnie zrozumie. -
Przepraszam. - Tyle zdołałam z siebie wydusić, przy tym natłoku
myśli. Nie liczyłam na zrozumienie. Sama siebie nie rozumiałam. W
dalszym ciągu.
-Przyszłaś
do mnie. - Uśmiechnął się blado, odwzajemniłam mu tym samym.
-Jestem...
Nie. - Koniec z mówieniem ciągle o sobie. Nie miałam zamiaru
wyżalać mu się, jaką jestem idiotką. Nie tym razem. - Ty jesteś
niesamowity, zasługujesz na kogoś lepszego.- Uśmiechnęłam się
nieco szerzej, chociaż czułam jak powoli wysiadają mi nerwy. Ręce
trzęsły mi się niemiłosiernie. Do tego stopnia, że musiałam
schować je za siebie. Steven zmarszczył brwi, po czym zbliżył się
do mnie.
-Ale
ja nie chcę nikogo lepszego. - Schylił się, by wyszeptać mi to na
ucho. Jego słowa przeszły po całym moim ciele, wstrząsając nim
lekko. - Proszę, nie rób tego więcej. - Objął mnie i to był
koniec. Nie potrafiłam nie uronić łez. Same wydostawały się spod
moich powiek.
-Ja
chyba już nie potrafię normalnie żyć, bo... bo nie. Wybaczysz mi?
- Spojrzałam w jego czekoladowe oczy, które teraz błyszczały
niczym gwiazdy na ciemnym niebie.
-
Już dawno to zrobiłem, chyba nawet pierwszego dnia. - Uśmiechnął
się i pocałował mnie w usta, wycierając jednocześnie policzki,
które zmoczyłam łzami. - No już, nie płacz więcej. - Zaśmiał
się. Boże, było mi tak paskudnie dobrze. Z jednej strony w dalszym
ciągu byłam zła, szumiała mi w głowie ta piosenka, zniewalając
mój umysł, a z drugiej było mi tak lekko. Skończyło się to, co
sama zapoczątkowałam. Nareszcie nadszedł czas na zmiany.
Wewnętrzne zmiany.
___________________________
Cóż, jestem z nowym rozdziałem. Dziwnie było wrócić tutaj po takiej przerwie. Prawie trzy miesiące. Nie popisałam się. I coś czuję, że do egzaminów nie dam rady napisać zbyt wielu rozdziałów. Mam jednak nadzieję, że ktoś jeszcze mnie pamięta i to opowiadanie.
Love,
Chelle
http://gunsnroses-just-a-little-patience.blogspot.com/2015/02/czesc-17-ruda-wstazka.html
OdpowiedzUsuńNajpierw informacja, zaraz zabiorę się za czytanie. Ale cudownie, że napisałaś coś nowego!
Zacznę od tego, że świetnie, że wróciłaś i wstawiłaś nam coś nowego! Bo się stęskniłam i to cholernie. Za Angel, Stevenem, Joe, Mia no i za Tobą oczywiście! Kurcze. Wchodzę tutaj z informację, patrzę na datę i nie wierzę, haha.
OdpowiedzUsuńA teraz do tego co napisałaś...Mam jakiś taki śmieszny zwyczaj, że przeważnie czytając twoje opowiadanie słucham Amazing unplugged, więc jak czytałam ten początek, a później to co czuje Steven, ten list i kawałek tekstu, to oczywiście chciało mi się płakać razem z nimi. Serce mi się kraja kiedy czytam o cierpieniu Tyler i tak się cieszę, że ona dostała ten list i dostała porządnego kopa, otrzymała motywację, trochę odwagi i pojechała tam, także chwała Doradczyni, kimkolwiek jest. Tak się cieszę, że wróciła! Teraz co będzie dalej? Hmm...Już czekam na następny, chociaż rozumiem, że egzaminy szkoła i tak dalej, bo sama to przeżywam i chociaż chciałabym pisać raz w tygodniu, tu jest to awykonalne.
Jeszcze raz napiszę, że strasznie się cieszę, że jesteś! Bo uwielbiam Ciebie i to co piszesz.
Pozdrawiam cieplutko ♥
O jaaaaaaa, to było... WOW
OdpowiedzUsuńNajpierw te przemyślenia Angel i Stevena ,, ta piosenka...i sądzę, że ten list przysłała Cyrinda... Nie wiem czemu, ale zaraz ona mi się nasuwa na myśl
No i w końcu te dwie sieroty się pogodziły xd
Czekam na więcej
Weny
Pozdrawiam x666
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńPERRY DZWONI. XD
OdpowiedzUsuńTO BYŁO GENIALNE. XD
STEVEN TAKI TATUŚ. SAM PEWNIE SZEDŁ SPAĆ O DRUGIEJ.
CHELLE, W KOŃCU WRÓCIŁAŚ <333
WIEM, JA TEŻ MIAŁAM TAKI ZGRYZ Z EGZAMINAMI. OD TEGO W SUMIE ZALEŻY JAKIE LICEUM/TECHNIKUM.
NAJWIĘKSZĄ RADOŚĆ BYĆ MI SPRAWIŁA, JAKBYŚ SKOMENTOWAŁA CHOCIAŻ JEDEN ROZDZIALIK. BRAKUJE MI TWOICH KOMENTARZY.
LOTS OF LOVE!
/dawna Estranged
Nie wiem czy chcesz abym Ci napisała gdy dodam coś nowego na bloga, ale wystarczy powiedzieć, że nie, to przestanę powiadamiać :)
OdpowiedzUsuńhttp://welcome-to-my-personal-hell.blogspot.com/
kilka nowych rzeczy.
Hej :)
OdpowiedzUsuńKiedy coś nowego?
Bardzo dobrze piszesz powinnaś kontynuować pracę tutaj :))
„Ręce trzęsły mi się niemiłosiernie. Do tego stopnia, że musiałam schować je za siebie. Steven zmarszczył brwi, po czym zbliżył się do mnie.
OdpowiedzUsuń-Ale ja nie chcę nikogo lepszego. - Schylił się, by wyszeptać mi to na ucho. Jego słowa przeszły po całym moim ciele, wstrząsając nim lekko. - Proszę, nie rób tego więcej. - Objął mnie i to był koniec. Nie potrafiłam nie uronić łez. Same wydostawały się spod moich powiek.
-Ja chyba już nie potrafię normalnie żyć, bo... bo nie. Wybaczysz mi? - Spojrzałam w jego czekoladowe oczy, które teraz błyszczały niczym gwiazdy na ciemnym niebie.
- Już dawno to zrobiłem, chyba nawet pierwszego dnia. - Uśmiechnął się i pocałował mnie w usta..” – w tym momencie akurat słuchałam Free Fallin’ i kiedy Steven powiedział, że przebacza Angel akurat Tom zaczął „I’m freee!! Free fallin’!” i zebrały mi się łzy w oczach! Ale utrafił! Po prostu w idealnym momencie.
Okej, to był początek, pierwsza myśl, którą musiałam się podzielić. Chelle, ulotniłaś się z bloggera, a ja dopiero teraz nadrobiłam na tym blogu. Wybacz. Spróbuję Ci to wynagrodzić tym komentarzem (szczerze wierząc, że go przeczytasz).I jeszcze jedno, to na jednym z Twoich blogów napisałam mój najdłuższy komentarz w życiu i teraz zamierzam pobić mój rekord. Zamierzam przeanalizować każdy fragment. Zaczynajmy! :D
Po pierwsze: STEVEN, TY ZBOCZEŃCU!!!
Po drugie: JOE, TY ZBOCZEŃCU!!!
Po trzecie: Świetna grafika! Bardzo mi się podoba! Wygodnie się czyta (chociaż litery mogłyby być trochę większe, ale to tylko taka moja uwaga) i ogólnie przyjemnie się patrzy na bloga! Wszystko się płynnie komponuje i ładnie razem wygląda. I wspaniały szablon! Robi wrażenie! Blog wygląda o wiele porządniej i poważniej, kiedy każdy szczegół jest tak starannie dopracowany!
Przechodząc do samej treści. Bardzo urzekającej treści. I wciągającej. I ogólnie wspaniałej! Pewnie nie raz Ci to mówiłam, ale naprawdę jesteś świetną pisarką, Chelle! Masz talent! I czytelników, którzy to doceniają! Którzy mają zaszczyt czytać te arcydzieła! (Ale słodzę… Muszę przystopować. Ale wiesz, że to z miłości. XD)
Żal mi Joe’a…(w tym dobrym znaczeniu) On naprawdę kocha tą Billie? Niby tak się o nią troszczy i wgl, ale… no nie wiem. Jakoś tak coś mi nie pasuje. Nie wiem, skąd mi się to wzięło. Tak po prostu. I w ogóle, że są razem, a nawzajem się zdradzają, przy byle jakiej okazji? No chyba, skoro zawarli ten sakrament małżeństwa to maja jakieś zobowiązania! Mogliby się pohamować! Albo ponownie przemyśleć, czy ślub było odpowiednią decyzją. Albo czy był odpowiednią decyzją, jeśli chodzi o odpowiednią osobę. I nie chcę tłumaczeń, że byli na to przygotowani i to zaakceptowali! No bez przesady! I tak, rozumiem, że to jest Joe Perry, że on tak po prostu ma, może Billie to wcale nie przeszkadza, ale mnie to odpycha. Joe jest z nią szczęśliwy? Chyba sam nie wie, czego chce. Naprawdę darzy ją takim gorącym uczuciem? Nie wróżę im długiej przyszłości. Chociaż…
Steven! Cyrinda i dzieci wszystko komplikują. Jeszcze gdyby nie było dzieci, to problem byłby mniejszy. A jeśli tak samo skończy się z Angel? Jeśli tak, to co? Wiem, to najczarniejszy scenariusz, ale… Nie można niczego wykluczać. Kto wie, jak było, kiedy poznał Cyrindę? W końcu się pobrali! To chyba coś znaczy!
Angel! Rozumiem jej zagubienie w świecie Stevena. On ma dzieci. Angel nagle się pojawia i co? Ma związać się z ojcem obcych dzieci? To na pewno ciężka decyzja dla dziewczyny. No heloł! Pojawić się nagle w życiu jakiegoś małego dziecka i przedstawić mu się, jako dziewczyna tatusia? Jako druga matka? Możliwe oczywiście, że bardziej odpowiedzialna niż ta prawdziwa, ale jednak nadal jest jakąś obcą osobą… To ciężkie zarówna dla dziecka jak i dla tej właśnie kobiety. Czy Angel jest na to gotowa? Szczerze mówiąc nie sądzę. Po prostu uważam, że nie ma w sobie tyle siły i pewności siebie, żeby poradzić sobie z takimi problemami. I można by powiedzieć, że nie z jej problemami, bo jednak dziecko jest Stevena. Co Angel ma z nim wspólnego?
C. d.
UsuńOczywiście, pewnie się polubią (tak, dokładnie pokazałaś nam, że Angel ma smykałkę do dzieci), no jasne. Z drugiej strony, czy Steven radzi sobie z problemami? Czy on nadaje się na ojca? Zawsze się zastanawiałam, jak się czują dzieci muzyków, którzy jeżdżą w trasy, mają zespoły, nagrywają płyty, udzielają wywiadów… Niby fajnie, można się chwalić, że mój tata jest tym i tym, ale… ciekawe jakie to uczucie. Czy dzieci to męczy, czy im się podoba, że ich tata jest w gazetach itd.? Serio, ciekawa jestem. Chyba muszę poszukać, czy nie ma bloga, którego prowadzi córka (ew. syn) jakiegoś sławnego muzyka… Wracając. Angel radziłabym poczekać, aż Steven stanie na nogach i będzie wiedział NA CZYM stoi. Niech jakoś uporządkuje ten rozwód. I niech Cyrinda przestanie się wtrącać!!! Rozumie, że chce się jakoś odpłacić Stevenowi, bo czuje się oszukana i zostawiona. No logiczne. Ale mogłaby się powstrzymać, zacząć nowe życie, bez winnego wszystkim jej problemów! Tak by było rozsądnie. I chyba z pożytkiem dla wszystkich. Ale no tak! Jak tu zacząć życie bez złego do szpiku kości eks, skoro mają wspólne dziecko (czy dzieci, bo tego wątku o tej drugiej dziewczynce nie zrozumiałam? Że odkryła jakieś więzi rodzinne ze Steven, ale jej matką nie była Cyrinda? Czy była?)!!?? A że tak jeszcze spytam, to dziecko było planowane, czy nie?
Steven zachowuje się jak dziecko. XD Jak dziecko z mnóstwem kasy! Ledwo poznał Angel i już poprosił, żeby z nim zamieszkała? A *uwaga, uwaga* ANGEL SIĘ ZGODZIŁA?!? Dobrali się wariaci. :P Czuję, że będą z nimi odpały… ^^
CZEMU WYRZUCILI ANGEL Z PRACY?!!!??! Hej! Okej, było jej zdjęcie na okładce. Okej, była ze Stevenem. Okej, cały świat wie, że się spotykają. I co z tego?! Czemu ją wyrzucili? Niby jaki to ma związek z jej pracą? Nie rozumiem! Może mi to ktoś wyjaśnić? Proszę!!! Jak na razie to uważam, że kierowniczka jest zazdrosna, bo sama podkochuje się w Stevenie Tylerze (nie ona jedna xD)! Czemu zwolniła Angel? No co jest złego w tym, że spotyka się ze Stevenem?? I tak w ogóle to skąd teraz Angel ma pieniądze? Minęły już trzy miesiące, odkąd ją wyrzucili (tyle nie widziała się z Tylerem). Czym się zajmuje?
„Twoja doradczyni” – Billie? Cyrinda raczej nie, bo ona nie radziłaby Angel dać Stevenowi drugiej szansy, a raczej napisałaby (o ile w ogóle by się pofatygowała cokolwiek do niej napisać) o wszystkich złych zachowaniach Stevena. Tych odpychających, żeby Angel go zostawiła. Przecież Cyrinda chce dla niego jak najgorzej, a skoro zauważyła (chyba), że Tylerowi zależy na Angel to by tym bardziej chciała wyeliminować dziewczynę z jego życia. Po drugie „Doradczynią” musi być ktoś, kto już miał jakiś kontakt z takim właśnie rock n’ rollowym życiem. I ktoś, kto ma dostęp do Stevena i jego twórczości, bo skąd niby miałby wiedzieć co on czuje? A Billie ma – przez Perry’ego oczywiście. Joe widzi co się dzieje ze Stevenem, możliwe, że Steven Nawe mu od czasu do czasu coś powie, coś z czego nie trudno wywnioskować, że Steven tęskni za Angel i ją kocha. No a będąc w zespole wymieniają się przecież na bieżąco tekstami nowych piosenek. Oczywiste. Mogłabym tu jeszcze napisać wytłumaczenia, dlaczego jestem pewna, że to Billie, ale mi się nie chce.
Angel jest na coś chora, prawda? Te badania na obecność białaczki i dobre wyniki to tylko przykrywka, no nie? To by nie było w Twoim stylu, Chelle, tak to zostawić, żeby było różowo i słodko. To tylko kwestia czasu.
Koledzy Angel! Przecież Angel obiecała wierność! To była chyba zbyt pochopna decyzja. To oczywiste, że w ostatecznym starciu wybierze Tylera. Nie ma wątpliwości.
Kot Ares? XD Słodko. Steven z Aresem na rękach. Jeszcze słodziej. !!!
I jeszcze c. d.
UsuńSTEVEN NA KONIU?!! Oby był taki w moim raju! Tj, piekle. Nieważne.
I wgl nie mogę się doczekać, kiedy Steven zeświruje i przestanie być taki poważny!!
Z kim on gra w tym zespole… Ale i tak Joe „bajerujący laski spod trójki” jest kochany! On jest po prostu genialny. C:
„Niedługo nas w habity wcisną i do klasztorów powysyłają, abyśmy za organistów robili.” – nie życzę im długiej kariery. Myślę, że po pierwszych dźwiękach wszyscy ludzie wypadliby z kościoła jak w 1968 wypadli z koncertu Alice Cooper (Dennis Dunaway: „Ludzie zaczęli pchać się do wyjścia, najszybciej jak się dało, że aż obróciłem się za siebie, żeby zobaczyć czy pojawił się jakiś ogień czy coś.”) <33)
„- Ee, no jasne. W sumie to i tak już siedzę w domu. Tylko się ubiorę i jadę.
-A jesteś rozebrana? - Ekscytacja w jego głosie była powalająca.” – ZBOCZENIEC!!
„Idę bajerować laski spod trójki. - Oderwałem się od swych przemyśleń, kiedy Joe ubierając koszulę, puszczał nam oczko…” – No co ty, Joe?! Idziesz bajerować laski i ubierasz koszulę? Idź z nagim torsem! Efekt gwarantowany! Po co ty się ubierasz?! XD
No i czytając były momenty, kiedy zwijałam się ze śmiechu. :P Serio!
Steven i Joe są cudowni! Niech Joe się nie zmienia po rzuceniu dragów! Niech zostanie taki jaki jest, bo jest świetny!
Także wiesz, Chelle… Czekam na następny (BO TAK, BĘDZIE NASTEPNY!!! NIE MYŚLMY INACZEJ!!! Nie próbuj zaprzeczać, bo ostatnio mam zapędy do zabaw w Alice Coopera, a to się może źle skończyć! Ignorowanie ostrzeżeń „Don’t Try This at Home!” nie może skończyć się dobrze. Już ostatnio biegałam dokoła domu ze scyzorykiem ochlapanym czerwoną farbą… (właściwie to był przypadek i dopiero jak zobaczyłam przestraszone spojrzenia ludzi to zdałam sobie sprawę, jak musi wyglądać taka metalówa, z rozwianym włosem, psychopatycznym spojrzeniem i scyzorykiem ochlapanym czerwoną farbą, biegająca dokoła domu… :P) Także tego, pisz, życzą weny!
~ Roxy!
~ Julka
Pobiłam mój rekord? :)
UsuńDodam, że zachęcam do dodania przy komentarzu u nas linku do siebie. Chcemy pomóc Wam i udostępniamy wasze blogi na naszym fp, na facebook'u. Wiem, że ostatnio na bloggerze słabo z aktywnością, może w taki sposób z rekompensujemy brak naszych komentarzy u Was. :)
OdpowiedzUsuń~Michelle.
Kochana! Dawno do mnie nie zaglądałaś :( Wszystko ok??? Mam nadzieję, że tak...
OdpowiedzUsuńWitaj! Byłaś z miesiąc temu na moim blogu. Prosiłaś o info gdybym coś wstawiła więc jestem. Mam nadzieję że tutaj jesteś, ponieważ na the-way-you-make-me-feel.blogspot.com niestety nie miałam dostępu. Bardzo byłoby mi miło gdybyś do mnie wstąpiła ;)
OdpowiedzUsuńJacksonka
płodziłam kolejny rozdział. Jakby ktoś chciał przeczytać zapraszam.
OdpowiedzUsuńhttp://whispers-and-weep.blogspot.com/?m=1
~ Draconis
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam niedawno całe twoje opowiadanie. No cóż nic dodać nic ująć jest super. Jedno z moich ulubionych które czytałam. Dobrze że Angel poszła do Stevena i zakończyła tą sprawę. Lubię dobre zakończenia. Fajnie piszesz.
OdpowiedzUsuńhttps://welcome-to-my-personal-hell.blogspot.com/2017/08/marzenia-sie-spenia-ale-nigdy-same.html/
OdpowiedzUsuńcoś ważnego!